wtorek, 6 maja 2014

Biegowy rachunek sumienia - kwiecień 2014

Po miesiącu, który był dla mnie klęską żywiołową, czas na chwile, które podniosły mnie z tego wszystkiego i zastukały do drzwi mówiąc po cichutku: "Nie martw się nadchodzi wiosna i będzie lepiej. Wiem, że to brzmi ciężko po porażkach, ale zobaczysz, będzie w końcu lepiej". Te słowa, które mój cichutki głosik wypowiedział sprawdziły się, bo miesiąc kwiecień na prawdę uważam za udany.
Fakt faktem, że to nie było jeszcze to co chciałem, ale jednak jest zdecydowanie lepiej niż w marcu. Kwiecień był dla nas świętem biegowym, gdyż z naszej czwórki mieliśmy wszyscy jakieś zawody - Krzyś walczył o zwycięstwo w harpaganie, my natomiast: Ja, Pondżol i Dżeki startowaliśmy w II edycji Orlen Warsaw Marathon, gdzie Dżeki i Pondżol debiutowali w maratonie. Ten weekend był na prawdę naszym świętem przez wiele lat. Motorem napędowym był Krzyś, który po kilku próbach dopiął swego i wygrał w końcu harpagana. Wygrał jak wygrał, ale z jaką klasą - z przewagą 1h 40m nad drugim miejscem! Rozbił tym wynikiem wszystkich najlepszych i na dodatek pobił rekord przewagi. Toteż nam startującym w maratonie dało wielkiego kopa przed zbliżającym się następnego dnia maratonie. Pondżol z Dżekim czuli na prawdę, że to jest to, że to na prawdę będzie wydarzenie. Natomiast ja czułem nicość, jakby rany wcześniejsze z marca w ogóle się nie zagoiły i czułem, że ten maraton będzie ciężki, że będzie na prawdę ciężko. Dżeki z Pondżolem nie słuchając mnie, gdzie ostrzegałem przed tak zwaną "ścianą" - doświadczyli tego na własnej skórze. Pondżol mniej, a Dżeki na prawdę chyba sam się nie spodziewał, że aż tak to będzie. No, ale co by nie było każdy z nas jest zadowolony - Pondżol ukończył maraton w czasie 03h 04m 13s* (*podany czas jest czasem netto, czyli wg mnie ten, który jest prawdziwy). Mój czas wynosił 03h 28m 28s. Natomiast Dżeki ukończył w czasie 03h 38m 24s. Myślę, że każdy z nas jest zadowolony ze swoich wyników, tym bardziej, że one były na prawdę ciężko wypracowane i tak jak miałem przeczucie, że będę mieć ciężko też tak było i nawet jeszcze bardziej niż sam się tego spodziewałem. No i jeszcze jeśli chodzi o Dżekiego, to też to nie wyglądało najlepiej, bo miał taką ścianę, że aż musiał w pewnych momentach iść, bo już tak ciężko było. Ja miałem o tyle lepiej, że byłem w stanie jeszcze biec, ale Dżeki już niestety nie. Natomiast Pondżol chyba z nas to najlepiej zniósł, bo z nim nic takiego poważnego nie było, ale też mówił, że było bardzo ciężko. Natomiast jeśli chodzi o Krzyśka, to mogę go nazwać Scott Jurek 2, bo też jest królem bólu i pomimo kryzysów jakie Krzyś miał na trasie i chociażby nawet walka z kaszlem, którą tak opisuje w swojej relacji na stronce Wormsowej, to naprawdę dokonał czegoś niemożliwego. To jest po prostu klasa światowa na poziomie Elite, a już nie wspomnę o rekordzie jakiego pobił, bo aż o godzinę krócej zmagał się z trasą i teraz można tak powiedzieć przebiegł ją 12h 56m, czyli dokładnie o godzinę lepiej niż w październikowym, bo wtedy było 13h 56m. Także pod tym względem kwiecień uważam za bardzo udany z naszej strony, ale niech to reszta potwierdzi, co będzie tak jak mówię. Natomiast teraz przejdźmy do statystyk miesiąca pod względem biegania ogółem. Ku zdziwieniu i zaskoczeniu liderem miesiąca jestem ja, bo mam najwięcej km ze wszystkich. Drugie miejsce zajmuje Krzyś, trzecie Pondżol, a Dżeki najmniej km ma. Jednak różnice pomiędzy Dżekim, Pondżolem i Krzyśkiem nie są duże. Statystycznie i szczegółowo wygląda to tak:

1 - miejsce -       Kosa - 324.752 km
2 - miejsce -     Krzyś - 231.900 km biegu + 99 km marszu
3 - miejsce - Pondżol - 217.195 km
4 - miejsce -    Dżeki - 210.195 km.

Tak to wygląda jeśli chodzi o kwiecień, a natomiast jeśli chodzi o odległość miesięczną, to wygląda to tak:

1 - miejsce -      Kosa - 1363.032 km
2 - miejsce - Pondżol - 1294.195 km
3 - miejsce -    Krzyś - 1261.400 km
4 - miejsce -   Dżeki - 1160.195 km.

Miesiąc kwiecień właśnie wyglądał w ten sposób. To można powiedzieć, że był udanym miesiącem, bo każdy z nas zrealizował w swoim stopniu plany, niektóre były zbliżone do tych faktycznych inne mniej, ale jednak udało się nam wszystkim je zrealizować. Co przyniesie miesiąc maj tego nie wiem. Wiem jedno - trzeba trenować, by nie było ciężko, ale jak to będzie okaże się już w maju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz