piątek, 16 maja 2014

Bieg Europejski w Gdyni - zmiana taktyki

Po ciężkim maratonie jaki biegałem 6 dni temu, czyli 4 maja w Kołobrzegu, czas powrócić nad Morze Bałtyckie i spróbować sił na krótszym dystansie, czyli na 10 km i tam zobaczyć, czy ta zmiana przyniesie efekty. Otóż to miał być bieg, w którym taktyka była taka - biec wolniej, ale bez kryzysów na trasie. Wyniki są zadowalające. Jak tego dokonałem o tym poniżej.
Do Gdyni jechałem tradycyjnie pociągiem, którym jadę zawsze do Gdyni (wyjątek stanowi Nocny Bieg Świętojański, na który jadę o innej porze) czyli tym około 7:15 rano. Spakowany byłem dzień wcześniej i postanowiłem, że wezmę tylko plecak, bo nie chcę ze sobą brać niepotrzebnych rzeczy, więc wziąłem tylko te na przebranie po biegu i finito. Na luziku wyszedłem sobie o 6:40, żeby bez problemu sobie zdążyć na pociąg i małym spacerkiem iść na PKP. Długo nie czekałem na pociąg, bo tylko kilka minut. Na miejsce przyjechał ok 7:14, więc niecałe 10 minut po moim przyjściu. Wsiadłem w pociąg i kupiłem bilet do Gdyni. W Tczewie pociąg był już około 7:56, więc kilkanaście minut miałem do odjazdu tego pociągu do Gdyni, bo wyruszać miał o 8:13. Czekałem na niego około 5 minut i wtedy usiadłem w niego szukając Jurka, który tym pociągiem przyjechał z Malborka. Szukałem go po pociągu i w końcu znalazłem. Dosiadłem się do niego i od tej pory siedzieliśmy razem do samej Gdyni. Porozmawialiśmy sobie o bieganiu i o wszystkim innym. O naszych startach trochę tematów było, więc atmosferka była super. Takim optymistycznym nastawieniem zbliżaliśmy się do Gdyni. W Gdyni byliśmy tradycyjnie po 9 rano, więc mieliśmy dużo luzu do startu. Tradycyjnie gdy wyszliśmy z pociągu od razu udaliśmy się na Skwer Kościuszki i poszliśmy do naszego baru, mówię naszego, bo nigdzie indziej jak tylko tam zamawiamy jedzenie i nawet czasami zdarza się mini rabat. W tym barze już nas znają bardzo dobrze i z każdym biegiem, czyli od lutego do listopada te 4 biegi zawsze tam idziemy coś zjeść. Tym razem na tacę ja zamówiłem sobie zupę rybną oraz zapiekankę i do tego herbatkę z aronii i cytrynki, a Jurek zamówił zupkę rybną i herbatę zwykłą z cytrynką. Było do startu 3h, więc nie powinno nic mi zaszkodzić i powinienem bez problemu biec na zawodach, bez komplikacji jeśli chodzi o jakiekolwiek problemy. Gdy już się najedliśmy, to wtedy poszliśmy do biura zawodów, czyli namiotów przy akwarium i tam odebraliśmy swoje numerki startowe. Ja miałem numerek 1018, a Jurek 2094. Porozmawialiśmy sobie z innymi biegaczami i wtedy na chwilę poszliśmy sobie do multikina i tam na ławeczce sobie posiedzieliśmy. Pozostało do biegu ponad godzinę, więc tam byliśmy prawie do 12-tej i poszliśmy chwilę jeszcze pokręcić, a następnie poszliśmy oddać swoje rzeczy do depozytu i wtedy spotkaliśmy Marka (syna Jurka, oraz Romana (Jurka brata). Wtedy razem poszliśmy się porozgrzewać i poszliśmy w nasze strefy startowe. Ja ustawiłem się inaczej niż zwykle, bo nie ustawiłem się w swoją strefę 40-45, ale 45-50 i to była ta moja zmiana taktyki. Po prostu ustawiłem się strefę dalej, po to by za szybko nie wystartować. Chwila na życzenia typu powodzenia innym biegaczom, po chwili padł strzał tradycyjnie z ORP Błyskawica i wtedy rozpoczęliśmy wszyscy 2 bieg w cyklu GP Gdyni i Bieg Europejski został rozpoczęty. Start uważam za bardzo udany, bo nie ruszyłem za ostro i było bardzo dobrze. Tempo utrzymywało się na prawdę na dobrym poziomie i całą trasę biegało się super. Gdzieś na 7 km-trze minąłem Marka (syna Jurka) i pytałem na jaki czas leci i mówił, że na 45 minut. No to ja wtedy przyspieszyłem i leciałem szybciej, żeby mieć czas w granicach 42 minuty, ale to było z podejściem, że jak będzie gorzej, to nic się nie stanie. No i ostatecznie udało mi się przebiec w 44m 25s, ale to jest czas brutto, więc ja się sugeruję czasem netto, który wynosił równe 43m 00s. Wbiegając na metę byłem bardzo zadowolony i bardzo szczęśliwy, bo jakby nie patrząc jestem lepszy o 33s niż rok temu, więc jest dobrze. Po biegu dostałem drugą część układanki statku Dar Pomorza i pozostały tylko dwie części do odebrania - pierwsza, to Nocny Bieg Świętojański w nocy z 20/21 czerwca i druga 11 listopada w Biegu Niepodległości. Także pozostaje nic innego jak się dobrze przygotować i już 20 czerwca rozpocząć kolejny trzeci już bieg w cyklu GP Gdyni i po raz trzeci wystartować w Nocnym Biegu Świętojańskim. Dla przypomnienia dodam, że ten bieg dla mnie jest szczególny, bo będę po raz trzeci w nim startował, a po raz drugi będę walczył być może o złamanie 40 minut. Rok temu się nie udało. Teraz zobaczymy co będzie. Gdy na mecie już odebrałem medal, to zaraz oddałem chipa i wtedy udałem się do depozytu po swoje wcześniej oddane rzeczy i zaraz poszedłem na kawę. Oczywiście Idee Kaffee, która na prawdę po biegu smakuje bardzo dobrze. Wcześniej zanim poszedłem po kawę, to wziąłem sobie wodę z imbirem oraz jabłko. Spotkałem chwilę później Marka, który 10 km przebiegł w czasie 44m 25s (czas netto) i był zadowolony. Z racji tej, że Jurek z Markiem mieli jak jechać, to pojechali samochodem z Jurka bratem i ja zostałem jeszcze chwilę w Gdyni. Z racji tej, że miałem jak jechać do domu, bo miałem pociąg o 15:34, to wtedy miałem dużo czasu i powróciłem do naszego baru, gdzie z Jurkiem jedliśmy i sobie tam na spokojnie zjadłem pizzę. Następnie poszedłem na dworzec. Tam kupiłem bilet, ale dowiedziałem się, że pociąg jedzie kilkanaście minut później. Okazało się, że jest taki pociąg, który jedzie bezpośrednio na Chojnice bez przesiadki w Tczewie, więc wolałem sobie na niego poczekać kilkanaście minut i jechać tym pociągiem. Po doczekaniu się na ten pociąg wsiadłem już 10 minut przed odjazdem i dosiadłem się z jednym gościem, który też biegał i porozmawialiśmy sobie i okazało się, że on jest triatlonistą. Zdziwiłem się bardzo i na ten temat porozmawialiśmy. Dał mi fajne treningi, które bardzo pomagają na różnego rodzaju mięśni, więc, gdy już ręka przestanie mnie boleć, to wtedy zacznę trenować. No i kolegę Andrzeja tak ścięło, że musiał się położyć albo mu nie służyła woda z imbirem, albo jakiś isotonic i od chyba Tczewa czekałem na przystanek, który będzie w Zblewie. W Zblewie zdzwoniłem się z Dżekim i mogłem do domu jechać z nim, bo akurat po jakimś czasie będzie jechał do domu i te około pół godziny poczekałem sobie za nim.

Podsumowując te zawody, to muszę przyznać, że jestem zadowolony z tej taktyki i muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony efektami takiej zmiany. Chciałbym aby ta taktyka wyszła mi również na maratonach, ale to już trzeba by na prawdę nad tym popracować. Póki co na tej dyszce się sprawdziło, zobaczymy co będzie dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz