niedziela, 29 listopada 2015

Nocna Ściema - Maraton - ''Coś poszło nie tak''

W tę sobotę tj (24.10.2015) razem z Dżekim wyruszyliśmy w podróż do Koszalina. Na zawody wyjechaliśmy coś koło ósmej wieczorem. Dżejk wziął swój samochód MC Laren Chevrolet i ruszyliśmy w trasę. Po drodze wiadomo jak to my wariacje jak zwykle, ale tym razem jakoś tak nie było na to ochoty. Jednak byśmy nie byli sobą gdybyśmy nie poszli do sklepu po jedzonko. No i już wtedy nic nas nie zatrzymywało i śmigaliśmy do Koszalina.
Gdy już po upływie około 3 godzin, czy jakoś tak dojechaliśmy na miejsce, to mieliśmy mały problem z odnalezieniem biura zawodów. Jednak na szczęście udało się po chwili odnaleźć i byliśmy na miejscu. Wtedy poszliśmy do biura się zapisać i odebrać pakiety startowe. Na miejscu zjedliśmy sobie jedzonko, czyli tzw "Pasta Party". Atmosferka była fajna, bo u ludzi radość i uśmiech. U nas też było trochę radości, ale wiedzieliśmy, że będzie ciężko i po tych naszych treningach się nie mamy czego dobrego spodziewać. Wtedy, gdy już wszystko ogarnęliśmy, to poszliśmy sobie na halę sportową, gdzie był nocleg i wtedy poszukaliśmy sobie miejsca do spania. Ja miałem moją karimatę do jogi i śpiwór - ba nawet poduszkę wziałem po to by było wygodniej, ale co z tego, że miałem tę poduszkę i karimatę skoro i tak było twardo. Dżeki miał karimatę i lepiej się wyspał. Położyliśmy się po 22-drugiej chyba, czy jakoś tak i próbowaliśmy zasnąć. Ustawiliśmy sobie czas na 00:30, aby na spokojnie się przygotować na start. Zrobiliśmy to w ten sposób. Wstaliśmy o tej porze. Następnie zjedliśmy sobie coś i piliśmy. Stop! Tutaj się zatrzymujemy. Może i naszym błędem było, to, że piliśmy izotoniki, bo my tego na co dzień nie pijemy. Gdy popiliśmy i pojedliśmy, to powoli przygotowywaliśmy się do startu. A więc gdy już wszystko mieliśmy ze sobą wzięte, to następnie udaliśmy się do miejsca startu, który był nieopodal kilkaset metrów od bazy na stadionie. Tam były już przed startem problemy jelitowe, więc je szybko załatwiliśmy. Robiliśmy sobie rozgrzewkę z ładną laseczką z fitness club i były to super ćwiczonka. Po ćwiczonkach krótka odprawa i zaczęło się. Pierwsze km były dobre, ale samopoczucie niezbyt dobre, bo bolał nas brzuch i zaraz tuż po pomiarze piątego km musieliśmy iść do toalety. Czas tej pierwszej piątki, to 00:26:52. A więc podobnie tak jak na treningu biegamy piątki i to w o wiele cięższej trasie. Druga piątka była spokojniejsza, ale samopoczucie nadal słabe i jakoś obyło się bez toalety. Jednak było wiadomo, że kolejne kółko już się bez toalety nie obejdzie, a czas tej drugiej piątki, to 00:26:30, co daje nam czas ogółem 00:53:22. Trzecia piątka była naprawdę dobra, bo różnica czasowa, to aż dwie minuty, a było to powodem tego, że nie szliśmy do toalety. no i tutaj nasze przygody toaletowe powoli dobiegały końca i dzięki temu, że nie szliśmy do toalety to czas wynosił 00:24:59, a ogółem 01:18:22, a więc czasy nadal podobne tak jak na naszej codziennej trasie biegowej. Zbliżaliśmy się do półmetku i nic nie wskazywało na to, że będzie lepiej, bo ciągle jakieś bóle i niedogodności. Czwarta piątka to była też niezbyt udana bo znowu nas ścięło i tuż za połówką musieliśmy po raz kolejny dać susa do toalety. No i tutaj czas był najgorszy, bo wynosił 00:27:37, a całościowy 01:46:00. Od tej pory kłopoty już skończyły się i pozostało nic innego jak tylko starać się o najlepszy wynik.  Przez chwilę wyglądało na to, że będzie dobrze, bo wynik piątej piątki wynosił 00:24:53 i był to najlepszy czas z tych wszystkich piątek, od poprzedniego dobrego czasu dzieliło te wyniki tylko około 6 sekund. Zmęczenie dawało o sobie znać, ale powiem, że mi się biegało później troszkę lepiej i po tych akcjach jakoś tak nie miałem kryzysu mocnego co nie zmienia faktu, że szósta piątka była słaba. Jej czas wynosił 00:27:05, a ogólny czas to 02:37:59. Pomyślcie. Dwie godziny:trzydzieści siedem minut:pięćdziesiąt dziewięć sekund - przecież ci najlepsi zbliżali się już do końca, a my z Dżekim? Biegamy - inaczej poruszamy się niby nóżkami i truchtamy jakbyśmy uprawiali jogging, bo to tempo takie było. No, ale co my mieliśmy zrobić? Poddać się? Nie sądzę, bo rok temu ja tak zrobiłem i powiedziałem sobie, że co by nie było - Never Give UP!!!. Ciągnąłem jakoś dalej i z Dżekim biegaliśmy swoje pocieszając się, że jakoś to będzie. Siódma piątka była jakby dla mnie jakimś ożywieniem, bo biegało się dobrze, ale jeszcze biegliśmy ją razem. Czas tego przed ostatniego pomiaru, to 00:27:15 i też był kuźwa słaby. No, ale nic jakoś to przetrawiliśmy i ostatnie kółko było jakoś takie dziwne dla mnie, bo przeważnie Dżekuś nade mną dominował i mi zaczęło się biegać o wiele lepiej i jakoś musiałem po prostu lecieć sam ten wynik dokulać. No i dzięki przyspieszeniu ostatnią piątkę miałem w czasie 00:25:32 i łączny czas, to 03:30:47. Szedłem za ciosem i sobie mówiłem, że muszę tak pobiec, by mieć czas lepszy od 03:45:00. Zrobiłem to z nawiązką, bo ostateczny czas wynosił 03:41:26. Gdy przekroczyłem linię mety, to byłbym bałwanem, gdybym nie czekał na Dżekiego. Czekałem za nim z niecierpliwością i niedowierzaniem, że ja aż tyle nadrobiłem, bo moje tempo nie było szałowe i aż tu nagle - czas Dżekiego był od mojego słabszy aż o około 4 minuty i wynosił 03:45:57. Pomimo tego wszystkiego i tego co przeżyliśmy na trasie byliśmy ze swoich wyników zadowoleni. Po tym jak już Dżeki wrócił na metę razem udaliśmy się do bazy po nasze rzeczy. Ja udałem się pod prysznic i następnie poszedłem spać. Dżejk już wcześniej zasnął. Poczekaliśmy na zakończenie imprezy i zostaliśmy na losowaniu nagród i nie pozostało nic innego jak tylko powrócić do domu.

Podsumowując ten maraton można powiedzieć tyle, że następnym razem albo nie brać żadnych izotoników przed bieganiem, ani nie jeść zbyt późno, czyli krótko przed startem no i oczywiście dobrze trenować, bo to było na prawdę słabo z naszej strony. Gdy te proporcje zachowamy, to będzie jeszcze lepiej. A na koniec fotki:

                                          Aerobic Club.
                              Allahu Allahu spuść nam vodkę z dachu.
                                          Bombing Missions
                                          Cziki Cziki Ta.
                                          Dżejk Style.
                                          Dżejk Dance
                                          Fire is Everything.
                         Gdzieś tam widać Dżejka i Kosę długowłosę.
                                          Give Me Power.
                                        I wszyscy ręce w górę wysoko!
                                          Mgławica Rozeta.
                                          Oopa Gangam Style.
                                          Pie^^^ę nie ćwiczę.
                                          Pirotechnika - radiotechnika.
                                          Rozgrzewka.
                                          Tango Flamenco.
                                Wyginam śmiało ciało - dla mnie to mało!
                                           Kuźwa!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz