poniedziałek, 30 listopada 2015

Biegowy rachunek sumienia - październik 2015

Październik to miesiąc, który kojarzy się z dwoma wydarzeniami. Pierwszym wydarzeniem jest zmiana czasu i zarazem maraton i półmaraton Nocna Ściema. Drugim wydarzeniem to Bieg Kociewski. Zacznijmy od początku.
To była jesień. Było bardzo ciepło i nikt nie przypuszczał, że tego dnia będzie piękna pogoda. To było coś wspaniałego gdy my we trójkę: Ja, Dżejk oraz Pondżol wystartowaliśmy w Biegu Kociewskim. Poszło nam bardzo dobrze, a powody do zadowolenia mają zarówno Dżejk jak i Pondżol, bo pobili swoje życiówki. A ja? Może kiedyś indziej. No więc pochwalę się naszymi wynikami: Ja - Mariuszek Kłębuszek pobiegłem z czasem 42:46, Dżejk pobiegł z czasem 41:34, natomiast Pondżol to League Ą i pobiegł z czasem 37:19. Tak też się złożyło, że na tym biegu startował też nasz dobry znajomy kumpel Grześ Mystkowski, który też poleciał bardzo ładnie i jego czas wynosił równe 43 minuty. Kolejną naszą znajomą twarzą była nasza przyjaciółka Ania Kopeć, która uzyskała czas 01:00:13, ale z racji tej, że jest "świeżą mamą, to i tak ładnie. To by był taki wstęp do tego co było na początku miesiąca. Kolejnym wyzwaniem był maraton. Chętni ręce do góry. A więc chętnymi na ten maraton byłem ja z Dżekim. To właśnie my się tam namęczyliśmy na tym maratonie. To co przeżyliśmy, to było coś podobnego niż Hell's Kitchen, bo było tak ciężko, że aż strach pomyśleć co by było gdybyśmy mieli te przygody co każde okrążenie. Tutaj nie muszę nic pisać, bo pisałem o tym artykuł chwilę wcześniej. No i teraz podsumowując jaki był ten miesiąc. A więc jeżeli chodzi o miesiąc październik, to miał być to miesiąc, w którym miałem powrócić do dobrego biegania. I też tak było, bo w tym miesiącu (mowa o październiku) miałem bardzo dużo km. Dżeki i Pondżol też wzięli się za bieganie i wygląda to ładnie. Każdy z nas na prawdę miał bardzo udany miesiąc. A jak to wyglądało w statystykach? A no tak, że prześledzimy głębszą analizę statystyk i wyjdzie nam takie coś, że sinus i cosinus, to jest plus i minus, czyli tangens i cotangens, to jest Frisk Anders. Oto szczegóły statystyk:

1 - miejsce - Pondżol - 284.400 km bieg + 110.5 km rower
2 - miejsce -      Kosa - 282.345 km bieg
3 - miejsce -    Dżejk - 215.000 km bieg +   86.0 km rower

Tutaj różnica pomiędzy mną, a Pondżolem była minimalna i dlatego podobnie biegaliśmy kilometrażem. Natomiast szybkością to wiadomo kto był lepszy.

Tak było w tym miesiącu. Natomiast jeżeli chodzi o cały ten czas od 1 stycznia do tego czasu, to wychodzi to w ten sposób:

1 - miejsce -      Kosa - 2841.625 km bieg +   43.83 km rower
2 - miejsce - Pondżol - 2492.385 km bieg + 1860.5 km rower
3 - miejsce -    Dżejk - 1942.097 km bieg +  2815.0 km rower.

W tym miesiącu to wygląda tak, że pozycja Dżekiego w statystykach rowerowych zagrożona raczej nie jest. Natomiast jeżeli chodzi o mnie, to nigdy nic nie wiadomo co może się stać. Także muszę mieć oczy szeroko otwarte, bo Pawełek czyha na moje potknięcia. Jeżeli ja bym przegrał z Pondżolem bitwę, to Pawełek będzie mieć dwie korony - lider całego roku oraz lider miesiąca listopada, no w sumie trzecią koronę - najlepszy maratończyk, a więc trzy korony. Powiedzmy otwarcie - jak nie będę trenował to koniec będzie. Cóż mamy już ostatniego listopada, a to jest podsumowanie z października, więc już czarne chmury się nade mną zbierają. Czyżby to są złe znaki? Czy jest szansa by jeszcze coś zmienić? Odpowiedzieć? Pondżol to jest taki człowiek, że jego już nic nie zatrzyma. To jak w piosence - "Ruszyła maszyna już jej nic nie zatrzyma". Co mogę powiedzieć o sobie? A więc stało się to czego nie chciałem. Miał ten rok być dla mnie udany. Miałem trzy zawody ultra zaliczyć. Mogłem mieć wszystko. Niestety tak się stało, że nie mam nic. Można powiedzieć, że ta porażka jest bardziej gorzka niż łzy i gorczyca. Tak to wygląda. Można powiedzieć, że mam się wziąć i nie przejmować się. Natomiast, kto nie przeżył takiego czegoś i nie stracił tylu przygód, to nie wie z czym to się je. Od liczmy czerwca wszystko zaczęło szlak trafiać. Do listopada odczułem to wszystko i dlatego w listopadzie mam taki a nie inny wynik. Po prostu już zaczęło mnie to wszystko nudzić. Gdy była regularność, to i było dobrze. Gdy pojawiły się problemy z niewystartowaniem w wymarzonych zawodach, to już miałem zarówno myśli samobójcze jak i myśli o zakończeniu kariery biegowej. Dżeki i Pondżol są lepsi ode mnie i będą jeszcze lepsi. dlatego ja odpuściłem się ścigania z nimi o wyniki. Chciałem poszukać recepty w zawodach ultra i co się okazało? Jestem wszędzie cieniasem. Nie nadaję się do biegania. Grudzień nie wiem jaki będzie, ale nie dbam o to już, bo i tak będzie coś takiego, że będą ciemności i ja zawsze ich się boję, dlatego niech się dzieje co chce, ale ja odpuszczam i co będzie to będzie. Straciłem w tym roku zupełnie wszystko - zaczynającą się karierę ultra po świetną formę jaką miałem do maja. Nie wiem czy to będzie dla mnie jeszcze jakaś szansa by się jeszcze odnaleźć w tym wszystkim. Jeżeli nie wystartuję w tym roku w żadnym ultra - to kończę z bieganiem, a bynajmniej w startach w zawodach i będę biegał sobie tylko po naszych lasach. Niech te słowa brzmią poważnie, bo na prawdę nie ręczę za to co się stanie gdy nie pojadę w roku 2016 na żadne ultra. To by było na tyle. Podsumowanie z listopada jutro, albo i pojutrze.

2 komentarze:

  1. końcówka mrozi krew w żyłach. To nie tyle brzmi poważnie co wręcz grobowo i śmierdzi kolejną załamką. Głowa do góry Pimpek!

    OdpowiedzUsuń