niedziela, 6 października 2013

22 Bieg Kociewski - relacja

Dzisiaj (tj. 05.10.2013 sobota) odbył się 22 Bieg Kociewski. Do dzisiaj nie miałem dobrych wspomnień ze Starogardu Gdańskiego, gdyż albo miałem gorszy dzień, albo byłem chory i oto mówią do trzech razy sztuka. Jak nie idzie na zawodach, to nie idzie, ale w końcu złą passę trzeba kiedyś przerwać, więc dzisiaj była ku temu okazja, żeby w końcu zła passa została przerwana. Dzisiejszy dzień pokazał, że idzie poprawić swoje czasy. Szczegółowo opisuję to wszystko poniżej, a więc było to tak:
Na zawody wyjechałem dosyć szybko, bo już po dziewiątej rano, więc na spokojnie sobie zjadłem śniadanko i wyszedłem łapać stopa, bo tylko w ten sposób mogłem jechać, bo nie miałem innej możliwości. No i właśnie przed dziewiątą rano wyruszyłem łapać stopa. To długo nie trwało, bo już mi się po zaledwie pięciu minutach zatrzymała pani Boba i pojechałem z nią do Zblewa, więc spoko, bo zawsze bliżej. Następnie ze Zblewa łapałem stopa. Tutaj pobyt też nie trwał długo, bo też nie minęło pięc minut i zatrzymał mi się jeden gość, który zawiózł mnie bezpośrednio do Starogardu Gdańskiego. Z racji tej, że pracuje w Cerfurze, to mnie tam zostawił i stamtąd szedłem pieszo sobie na stadion piłkarski im. Kazimierza Deyny. Biuro zawodów było na hali, więc tam poszedłem się zgłosić i odebrać swój pakiet startowy. Miałem małe kłopociki, bo mnie na liście nie było pomimo iż miałem wniesioną opłatę. No, ale miłe panie by poruszyły niebo i ziemię, żeby znaleźć ten wyciąg bankowy i odnaleźć mnie. Po kilku minutach szukania i wertowania kartek zostałem odnaleziony i dostałem numer startowy o cyfrach 354. Następnie się pokręciłem i po chwili kto przyjechał? Tak jest zgadza się - Jurek Jaskot. A jeszcze później kto się pojawił? Oczywiście - Radek Literski, który zaskoczył tym, że będzie tutaj biegał. Chociaż już wcześniej wiedziałem, że będzie tutaj biegał. Także z tymi dwoma panami sobie pogadałem i jak to zawsze z Jurkiem bywa - lubi gadać z wszystkimi i o wszystkim. Gdy mieliśmy już swoje pakiety odebrane, to poszliśmy sobie do kawiarni i tam Jurek mi i sobie kupił herbatkę z cytrynką. Do tego miał wzięte dwa pączki i mi jednego dał. Więc sobie na spokojnie piliśmy tę herbatkę. Czas upływał spokojnie i fajnie. Wtedy gdy już wypiliśmy herbatki i zjedliśmy pączka, to podziękowaliśmy pani i poszliśmy na dwór żeby trochę jeszcze pogawędzić sobie z innymi biegaczami. I wtedy powolutku przebieraliśmy się już na strój, w którym będziemy startować. Gdy już byliśmy ubrani jak trzeba, to odnaleźliśmy też Radka i z nim pobiegaliśmy małą rozgrzewkę. Po rozgrzewce poszliśmy jeszcze po raz ostatni do toalety i wtedy poszliśmy na rynek, gdzie będzie rozpoczęcie biegu głównego. Najpierw trwała rozgrzewka, którą prowadziła jedna laska z fitness - Szkoda, że to nie była Dorota Łaba :). No i wtedy szykowaliśmy się do startu. Ustawiłem się z przodu z Adaśkiem Reszką i obraliśmy idealny plan. Najpierw zacząć spokojnie i wtedy później lecieć na maksa. Gdy zaczęliśmy odliczać od dziesięć do zera, to wtedy padł strzał startera i wtedy zaczęliśmy realizację planu. Z początku nas dużo ludzi wyprzedzało, a ja powiedziałem do Adama - spokojnie niech sobie wyprzedzają, bo później role się odwrócą. No i początek czułem, że będzie dobrze, bo czułem się super i biegliśmy swoje nie zwracając uwagi na tych, którzy nas wyprzedzali. Biegaliśmy praktycznie cały czas mniej więcej równym tempem. No i przez jakiś czas było spoko. Jednak od drugiego okrążenia - a właściwie jego końcówka - Adaś trochę musiał zwolnić, bo kryzys go złapał. Ja natomiast się rozkręcałem, bo wiedziałem, że dam radę, więc nie tyle, że Adaś zwolnił, ale ja przyspieszyłem. No i ostatnie okrążenie biegłem zdecydowanie lepiej niż te dwa pierwsze. Jednak końcówką była troszkę już ciężka, ale w końcu dobiegłem do mety i kurde patrzę z niedowierzaniem na zegar, który wskazuje 42 minuty 12 sekund. Byłem bardzo zadowolony i coś tam krzyknąłem na mecie. Będąc na mecie oddałem chip pomiaru czasu i wypiłem sobie kawę. Po chwili Radek wleciał na metę i razem poszliśmy po swoje depozyty i przebraliśmy się. Wtedy powróciliśmy na miejsce wręczenia nagród. Trwało to troszkę czasu, więc poszedłem sobie na kawę i wtedy 2x na herbatkę miętową. A z racji tej, że było jeszcze trochę czasu, to wtedy poszedłem na zupę i zjadłem sobie. Radek nawet mi dał swój kupon i jadłem obiad 2x. Po wręczeniu nagród były losowania. Niestety nic nie udało mi się wylosować. No i po wszystkim zgadałem się z Zenkiem Hartuną i do domu pojechałem z nim, więc na prawdę to mi się fajnie trafiło.
Podsumowując. Dzionek dzisiaj był bardzo udany, bo zawody mogę pisać jako udane, a nawet bardzo udane, bo na prawdę czas jaki wykręciłem jest bardzo dobry i nic tylko trzymać się tego co robię i będzie dobrze. Teraz poczekać co przyniesie Gdynia - Bieg Niepodległości 11 listopada i zobaczymy co będzie.

2 komentarze:

  1. Gratulacje za czas. Zasuwałes jak lokomotywa. Minąłeś mnie na jakimś 7-8 km. Ja niestety zaczynam szybko i słabnę z upływem czasu. Tak mam i tak lubię. Jak na początku nie polecę szybko to potem na zmęczonych nogach nie dam rady tego odrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. No jeśli chodzi o mnie, to lepiej nie mogłem już sobie tego zaplanować - zacząłem też dosyć szybko, ale takim tempem, które utrzymywałem przez 2 okrążenia. Następnie 3 okrążenie jeszcze przyspieszyłem i to było to. Takie coś zrobiłem na ultramaratonie, gdzie zacząłem spokojnie i skończyłem ostatnie 3 km (od 100 km do 103 km) biegiem. Efektem tego było 4 miejsce w mojej kategorii M 20 i 45 miejsce w klasyfikacji generalnej na 92.ukończonych. Teraz tylko czekać, co będzie za miesiąc w Gdyni - 11 listopada.

    OdpowiedzUsuń