środa, 3 maja 2017

Orlen Wasaw Marathon po raz piąty i szczęście w nieszczęściu

24.04.2017 (niedziela) odbyła się piąta edycja Narodowego Święta Biegania, które odbyło się w naszej stolicy. Do Warszawy jechałem nie przygotowany, więc wiedziałem, że w maratonie nie wyczaruję żadnego dobrego wyniku. Póki co zawalczyć zawsze trzeba. No i poniżej przedstawiam to dlaczego nazwałem szczęście w nieszczęściu.
Na zawody jechałem już w sobotę rano, bo miałem zapewniony nocleg w Warszawie. Z Bytoni jechałem pociągiem o 7:06 i w Tczewie byłem po 42 minutach, czyli 7:48. Czasu miałem troszkę dużo, bo pociąg, który jechał z Tczewa do Warszawy jechał o 8:39. Dlatego na spokojnie kupiłem bilet do Warszawy i następnie sobie wypiłem gorącą czekoladę. Powiedziałem sobie, że skoro nie mam za dużo kasy, to postanowiłem zagrać w Multi Multi, a co będzie to będzie, albo wóz, albo przewóz. Losowanie było o 14:00 i dlatego dopiero w Warszawie sobie sprawdzę wyniki. Gdy już było blisko do przyjazdu pociągu, to wyszedłem z dworca na peron, bo na dworze było zimno i dlatego czekałem w środku. Wsiadłem w pociąg i jechałem tym pociągiem do Bydgoszczy, gdzie miałem przesiadkę. Zawsze jak jeżdżę pociągiem to są fajne przygody, bo można porozmawiać z ludźmi i można naprawdę pogadać sobie z kimś żeby ten czas zleciał, więc uwielbiam pociągiem jeździć. No i gdy o 9:55 zatrzymał się na stacji Bydgoszcz Główna, to wysiadłem z pociągu i miałem na następny pociąg przerwy aż 30 minut i na spokojnie mogłem sobie zobaczyć jak jadą następne. Nawet w sumie w informacji nie musiałem pytać z jakiego peronu będzie jechał pociąg, bo wszystko teraz jest zcyfrozywowowane i ładnie i czytelnie wyświetlone na ekranach, więc na spokojnie wiedziałem co i jak. Gdy po pół godziny przyjechał odpowiedni pociąg, do którego mogłem wsiąść, to bez problemu wsiadłem. Z biletu odczytałem, że będę siedzieć w wagonie nr 17 miejsce 46 przy oknie. No i pewny siebie wsiadam w ten wagon i sobie siadam. Siedziałem sobie jakby nigdy nic no i po jakimś czasie przyszedł pewien pan, który mówił, że też ma to miejsce, a ja siedziałem z jednym chłopakiem i dziewczyną i sobie porozmawialiśmy o bieganiu, bo jej chłopak też na te zawody jechał, a ona jemu po prostu będzie kibicować. Czas sobie płynął bardzo dobrze i 13:49 byliśmy w Warszawie. Gdy wysiadłem z pociągu, to ja udałem się do wyjścia na miasto, a kolega z koleżanką poszli chyba na TAXI. Ja natomiast postanowiłem sobie te 3 km pójść pieszo, bo to jest troszkę minut dojścia, a czasu miałem sporo, więc zrobiłem sobie małą wycieczkę. Gdy doszedłem do biura zawodów, to poszedłem do miejsca obioru pakietów startowych i tam odebrałem mój pakiet. Wtedy miałem bardzo dużo czasu na to by sobie tam pooglądać różne ciekawe rzeczy sportowe. Nawet brałem udział w konkursie, w którym można było wygrać buty. Chodziło o to, że gość ważył but, który był do wygrania i do miseczki trzeba było wsypać tyle gram płatków owsianych ile ważył ten but. Brałem w tym udział i kurcze wsypałem 8 gram za dużo tych płatków. Dodam jeszcze, że to było też tak, że nie można było jednocześnie ani miski ani butów trzymać, bo by było za łatwe. Później brałem udział w teście, w którym było kilka ćwiczeń i one były ogółem takie wydolnościowe. Mój wynik Fit Quest Sessions wynosił 132 jednostki. Wtedy się zaczęło moje szczęście w nieszczęściu, bo zapoznałem tam jednego chłopaka z dziewczyną i powiedziałem do nich, że grałem w Multi Multi i spytałem, czy by mi nie sprawdzili wyniki. No i okazało się, że wygrałem. Wtedy jeszcze troszkę sobie oglądałem różne rzeczy i wtedy poszedłem na jednym z działów oglądać sobie wypowiedzi różnych ambasadorów i byli tam kobieta z mężem i opowiadali o bieganiu, następnie wypowiedzi udzielał też nasz były Polski siatkarz - Paweł Zagumny, z którym mam zdjęcie. No i był też tam Mezzo, który połączył muzykę ze sportem i na tym bardzo dobrze wychodzi, bo jego czasy w maratonach są godne podziwu i najlepsze osiągnięcie jakie miał do tej pory, to 2h 48m 32s. Można? Można. Gdy zbliżała się godzina 18 to usiadłem sobie na ławeczce i tam razem z Olą i Damianem, których poznałem w biurze zawodów posiedzieliśmy chwilę i rozmawialiśmy tam ze starszym panem, który jest Wicemistrzem Europy w maratonach. Wiem, że ma na imię Jurek, ale dalej w sumie nie wiem nic. Był razem ze swoją żoną, która jemu kibicowała. Gdy rozpoczęło się Pasta Party, to poszliśmy sobie zjeść. Ja tradycyjnie wegetariańskie jedzenie dzień przed zawodami jem. Wtedy jeszcze trochę pochodziliśmy sobie w miasteczku biegacza i gdy już robiło się ciemno, to wtedy ja udałem się na tramwaj i jechałem do miejsca gdzie miałem nocleg na hali. Wtedy poszedłem jeszcze do sklepu szukać gdzie jest lotto i gdy znalazłem, to zaraz odebrałem moją wygraną i wtedy w sklepie kupiłem sobie jedzenie. Wtedy poszedłem na halę noclegową. Nie mogłem znaleźć swojego dowodu osobistego bo miałem go gdzieś głęboko włożone, ale dało radę wszystko było ok i gdy wszedłem do środka, to rozpakowałem swoje rzeczy i następnie poszedłem pod prysznic i później udałem się spać. Jak zwykle spać nie idzie przed zawodami, to trochę pojadłem sobie i wtedy próbowałem zasnąć. W sumie aż tak stresu nie miałem, bo nie walczyłem o wynik, ale miałem obawy co do tego czy ukończę maraton.

                                     DZIEŃ MARATONU

                       Gdy rano wstałem o godzinie 6:15, to zastanawiałem się jaka będzie pogoda, bo prognozy nie były optymistyczne. Też nie wiedziałem jak się ubrać - czy na krótki spodenki i krótki rękaw, czy po prostu w odzieży termoaktywnej. Z jednej strony gdybym ubrał się w odzieży termoaktywnej, to było by niezbyt dobre rozwiązanie, bo bym się przegrzał. Dlatego postanowiłem, że ubiorę się na krótko. No i jak wstałem, to na spokojnie sobie zjadłem. Wtedy miałem troszkę czasu na wyjście do autokaru, który odjeżdżał co 30 minut. Ostatni odjeżdżał o 8:15 i to właśnie tym udałem się na stadion PGE Narodowy, gdzie był przy nim start. Jeszcze parę razy skoczyłem do toalety by być oczyszczonym z zarzutów :) i udałem się do mojej strefy startowej, którą tym razem miałem 3:30-3:45. O dziwo tym razem nawet nie udało mi się żadnej rozgrzewki zrobić, bo chyba jednak troszkę za późno przyszedłem, ale nawet nie myślałem o rozgrzewce tylko myślałem żeby ukończyć. Bardzo się ucieszyłem, że mogłem po raz piąty brać udział w tej wspaniałej imprezie. No i gdy minęła 9:00, to padł strzał z pistoletu i od tej pory zaczęło się. Tym razem początek maratonu dla mnie zaczął się bardzo dobrze, bo wystartowałem wolniej niż zawsze i kilometrami wyglądało to tak:
1 km - 06:02 min/km, 2 km - 5:29 min/km, 3 km - 5:23 min/km, 4 km - 5:27 min/km. Pierwsza czwórka systemu czwórkowego, średni czas wynosił 5:35 min/km. 5 km - 5:20 min/km, 6 km - 5:13 min/km, 7 km - 5:15 min/km, 8 km - 5:09 min/km. Druga czwórka systemu czwórkowego wyniosła 5:14 min/km, czyli druga tercja była szybsza. 9 km - 5:13 min/km, 10 km - 5:13 min/km, 11 km - 5:16 min/km, 12 km - 5:10 min/km. Trzecia czwórka była taka sama jak poprzednia i wyniosła też 5:14 min/km, no i tutaj było dalej dobrze i tempo było bardzo równe. 13 km - 5:30 min/km, 14 km - 4:39 min/km, 15 km - 5:15 min/km, 16 km - 5:13 min/km. Czwarta czwórka była chyba najszybszą czwórką w tym maratonie i średnia wyniosła tej czwórki 5:09 min/km. Tutaj mi się biegało bardzo dobrze i tempo było jak najbardziej super. 17 km - 5:13 min/km, 18 km - 5:12 min/km, 19 km - 5:11 min/km, 20 km - 5:19 min/km. Piąta część czwórki średnia wyszła tak jak czwarta i wyniosła 5:09 min/km. Szybsza była tamta jednak średnia nie zmieniła się i była taka sama. Tutaj nadal biegało mi się bardzo dobrze i tempo nadal dobrze. 21 km - 5:03 min/km, 22 km - 5:14 min/km, 23 km - 5:09 min/km, 24 km - 5:20 min/km. Szósta czwórka była też bardzo szybka i tylko minimalnie wolniejsza od poprzedniej i wyniosła 5:12 min/km. Do tego czasu jeszcze biegało się bardzo dobrze i nawet jeszcze nie było mowy o jakimkolwiek kryzysie. 25 km - 5:13 min/km, 26 km - 5:10 min/km, 27 km - 5:16 min/km, 28 km - 5:29 min/km. Czas średni siódmej czwórki wyniósł 5:17 min/km. Tutaj nadal było wszystko okej, ale powoli zaczęły już nogi boleć i odczuwałem już lekkie zmęczenie, ale to też nic jeszcze nie było złego, więc biegało się jeszcze bardzo dobrze. 29 km - 5:31 min/km, 30 km - 5:30 min/km, 31 km - 5:23 min/km, 32 km - 5:30 min/km. Czas ósmej czwórki wyniósł 5:29 min/km. Ta ósma czwórka była już cięższa, ale jeszcze nie było źle i jeszcze biegało się dobrze. Tutaj już parę kilometrów wcześniej biegałem z jednym starszym panem Danielem. Biegało się bardzo dobrze i on mnie wspierał w cięższych momentach. 33 km - 5:30 min/km, 34 km - 5:37 min/km, 35 km - 5:30 min/km, 36 km - 5:26 min/km. Przedostatnia dziewiątka biegała się już gorzej, ale to właśnie od 36 km zacząłem odczuwać kryzys. To właśnie od tego km wiedziałem, że będzie ciężko. Dalej Daniel mnie wspierał, ale nie dawałem już rady. Chociaż czasy były jeszcze dobre, to właśnie od tego 36 km jakby można powiedzieć - zaczęło się. Średni czas tej dziewiątej czwórki wyniósł 5:31 min/km. 37 km - 5:52 min/km, 38 km - 6:37 min/km, 39 km - 8:03 min/km, 40 km - 07:14 min/km. Dziesiąta czwórka była najgorsza ogółem w historii moich maratonów. Tutaj średnia tej czwórki była tak słaba, że tutaj było więcej marszu niż biegu i dlatego była taka słaba. No i średnia tej dziesiątej czwórki wyniosła 6:57 min/km. Tak wyglądały poszczególne części czwórek. Było ciężko i bieganie zamienione na marsz nie były optymistyczne. Wiedziałem, że ostatnie 5 km były ciężkie dlatego, że brakowało treningów i to było powodem, że było źle. No i z racji tej, że maraton ma 42.195 km, to jeszcze te ostatnie dwa czasy tych km wyniosły: 41 km - 7:33 min/km, 42 km - 9:15 min/km.
Gdy już ukończyłem ten maraton, to byłem zmęczony i zarazem bardzo zadowolony. Czas ogólny maratonu to 3h 59m 50s, a średnia ogólna to 5:38 min/km. Zająłem miejsce 3026/5515. Można powiedzieć, że i dobrze i źle, ale teraz najważniejsze jest to, żeby powrócić do biegania i następny maraton już przebiec o wiele lepiej. Po maratonie miałem mały problem wydostać się do domu, bo jak wiadomo pociągi kursują słabo i połączeń nie mam. Jednak zrobiłem to samo co rok temu i łapałem na stopa. Dla przypomnienia dodam, że rok temu łapiąc stopa znalazłem się w Olsztynie, bo mnie kolega, którego przed maratonem poznałem wziął mnie do siebie i nocowałem u niego. To była fajna przygoda, ale to co przeżyłem na maratonie, to była porażka. No i wracając do powrotu, to tym razem tak jak mówiłem złapałem też stopa i o dziwo zatrzymała mi się kobieta. W sumie nie zatrzymała się, bo sam poprosiłem o wydostanie się z Warszawy, a z racji tej, że to była rejestracja GTC, to pomyślałem, że spytam. No i udało się. Po drodze porozmawialiśmy sobie o różnych sprawach i czas mijał fajnie. Chwilami mi był głupio, bo byłem zmęczony i trochę zasypiałem, ale nic nie szkodziło to. Jeszcze sobie tak porozmawialiśmy o życiu prywatnym czym się zajmujemy. Ja powiedziałem o swojej pracy. Ta kobieta o imieniu Ola okazało się, że jest panią psycholog i mieszka w Gdańsku, a od czasu do czasu przyjeżdża do Warszawy. Dobrze się też złożyło, że udało się też tak, że zdążyliśmy na ostatni pociąg, który odjeżdżał z Tczewa na Chojnice, czyli też po drodze do Bytoni.
Podsumowując. Maraton ten był udany, bo ukończyłem. Udany też był z tego względu, że dobrze go przebiegłem, bo początek i środek maratonu jak najbardziej na plus. Jedynie ostatnie 5 km były słabe, bo brakowało treningów. Z drugiej strony cieszę się, że ten maraton nie był tak słaby jak rok temu, gdzie musiałem tak jak tutaj iść, ale o wiele gorzej się rok temu czułem. Piąty maraton w warszawie zaliczony i piąty maraton w Warszawie ukończony. W I edycji Orlen Warsaw Marathon - miałem najlepszy czas (3h 21m 50s), a w V edycji Orlen Warsaw Marathon - miałem najgorszy czas (3h 59m 50s). Różnica wynosi aż 30 minut, więc to już jest sporo. To tyle jeśli chodzi o podsumowanie maratonu i zobaczymy co będzie dalej. W tym roku na pewno to nie był mój jedyny maraton, bo teraz chcę jeszcze jechać na mazury też jakiś maraton zaliczyć. co będzie to się okaże, ale najpierw muszę zacząć trenować.

                                                       Radość i chwała.


                                                       Taki tam Mariuszek.


                                                       I wszyscy ręce w górę wysoko!!!


                                                       Mariuszek biega.


                                          18x maraton w tym 5x Orlen Warsaw Marathon.


                                         Mariuszkowe grymasy na twarzy.


                                          Cztery godziny walki ze sobą.


                                          Meta, to czas chwały, że to już koniec.


                                          Budujemy mosty mosty na porosty.


                                          Walka na moście.


                                   Co oznacza to, że Mariuszek jest rozczuchrany?....


         .... A no to, że jest ciężko i nie chce okazywać swoich grymasów.


                                                       Ja pierdolę co za czas...


                                                       Tempo genialnego żółwia.


                                         Biegaczowaci.


                                          Biegam bo lubię i biegam bo chcę.


                             Stadion już jest teraz tylko wziąć piłkę i wyjazd kurwa.


                                          Tuneola.


                                         U góry samochody, a na dole biegacze.


                                          E dawaj jo!!!


                                          Resignation.


                                          Poskromiony przez smoka i lwa.


                                          Asfaltem prosto.


                                          Zaraz meta, a po mecie super luz i już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz