wtorek, 31 stycznia 2017

Biegowy rachunek sumienia - styczeń 2017

Wydawać by się mogło, że ten, który jest regularny w regularności - umarł. Wydawać by się mogło, że ten, który darzy innych pozytywem - umarł. Wydawać by się mogło, że ten, który ubarwia świat swoją obecnością umarł.
To prawda. Przez bardzo długi czas statystyki, które prowadziłem regularnie zostały rozregulowane i pozostała tylko pusta pustka, w której miejsce zostało zastąpione kapustą. Inżynierzy pomyśleli - dlaczego kapusta? Odpowiedź brzmi tak: "Mówią kapusta - głowa pusta". Tak, to prawda. Właśnie ja byłem wtedy taką kapustą. Nic mnie nie obchodziło oprócz pracy. Ciężko mnie było gdziekolwiek wyciągnąć. Ilekroć Dżejk mnie namawiał - "Kosa dawaj idziemy biegać: Odpowiedź brzmiała - Nie! Dlaczego? No bo jestem cienias i jak zrobię parę metrów, to dostanę zawału, bo taki cienias jestem. Debilu (to nie były słowa Dżekiego - przyp. tłum.), czemu jesteś taki głupi i siedzisz w tym poj****ym domu na dupie i grasz w te je***e gry? No bo nie chce mi się już biegać. Pie***** to. Takie coś było ze mną bardzo długo. Jednak nadszedł dzień, który zmienił moje nastawienie i być może moje życie. Rozpaliła się we mnie iskra, którą każdy już dawno zgasił. To był takie uczucie kiedy kibice opuszczają trybuny, gdy drużyna przegrywa powiedzmy 3:0. No i tutaj nagle staje się cud. Drużyna strzela pierwszego gola - kibice myślą - e tam to na otarcie łez było. Mija 10 minut - drużyna strzela drugą bramkę. Jedni kibice myślą - taa teraz strzelili, a zaraz stracą dwie. Natomiast inni myślą - kurcze brakuje jeszcze tylko jedna bramka i mamy remis. Trzeba pomóc im wspierając ich. I właśnie ci drudzy wierzyli do końca, że ta drużyna jeszcze odmieni los spotkania. No i w końcu mija zaledwie 5 minut, a drużyna strzela trzecią bramkę dającą remis. Tamci, którzy opuścili trybuny - byli ludźmi pustymi, którzy kibicują drużynie tylko wtedy, gdy idzie tylko dobrze, a nie wspierają wtedy, gdy drużyna tego potrzebuje. Natomiast druga grupa kibiców, która kibicowała drużynie do końca doświadczyła czegoś niezwykłego, bo otóż, gdy piłkarze tej drużyny, którzy byli zdolni doprowadzić do remisu po trzech strzelonych bramkach - strzelili czwartą bramkę dającą ostatecznie zwycięstwo 4:3. Można by się zastanawiać dlaczego mam takie porównanie? Odpowiadam - a no dlatego, żeby przykro się zrobiło tym, którzy pomyśleli o mnie tak: "E tam Kosa już nie powróci do biegania, on już jest stracony". Taką myślą byli ci ludzie, którzy zachowali się tak jak ci pierwsi kibice, którzy opuścili trybuny wtedy, gdy drużyna ich potrzebowała. Natomiast wierzę w to, że byli i tacy ludzie, którzy mówili w ten sposób: "Nie no nie wyobrażam sobie Kosy bez biegania. Dam sobie głowę obciąć, że on powróci. Przecież mecz nie dobiegł końca i w końcu on strzeli bramkę zwycięską." No i gdy był dzień tryumfu spotkali się te dwie grupy kibiców i jedni do drugich mówili: "No i co? Warto było najlepsze opuszczać? Mogliście zobaczyć jak nasza drużyna walczyła. Byli tak dzielni i zmotywowani, że przeciwnicy nie wiedzieli co się dzieje." Ci odpowiedzieli: " Rzeczywiście, zwątpiliśmy w naszych. Faktycznie mogliśmy poczekać do końca i byśmy dopiero zauważyli - co to jest piękno futbolu, a tak możemy tylko sobie pluć w twarz, że załamywaliśmy się." Dlaczego tak to porównałem? Bo to najlepszy sposób wytłumaczenia tego, że muszę coś zmienić i nie tylko słowami, ale i czynem. Nie mam ochoty na powroty krótkotrwałe i nie mam ochoty na opuszczanie trybun przed końcem meczu, ale mam ochotę na wiarę w to, że "TRZEBA ZAWSZE WYTRWAĆ DO KOŃCA I WIERZYĆ W TO, ŻE CO BY NIE BYŁO - ZAWSZE IDZIE ZMIENIĆ LOS". Tym optymistyczno-pesymistyczno-optymistycznym akcentem przejdźmy do podsumowania stycznia 2017 roku.
Styczeń jako jeden z pierwszych miesięcy każdego nowego roku był miesiącem, gdzie zawsze ja Mariusz Czępa Kowalewski byłem liderem. Nie jest to jakieś chwalenie się, ale tak zawsze było i dzisiaj ta passa trwa nadal. Styczeń is my. No i nie zamierzam być tutaj jakoś wyróżniony, bo co roku robiłem w styczniu sporo km. Tym razem jest niestety inaczej. W tym miesiącu mam tych km zaledwie 118,72 km. No i to jest wynik dający i tak pomimo bardzo słabego miesiąca fotel lidera miesiąca. Oto szczegóły moje i Dżekiego:

1 - miejsce -   Kosa -   118.72 km
2 - miejsce - Dżeki -     32,40 km.

Teraz niestety ze względu na brak danych od strony Pondżola w klasyfikacji pozostałem tylko ja i Dżejk.
Podsumowując styczeń, powiem, że nie spodziewałem się tego, że uda mi się załapać regularność i po prostu będę trenował. Przez jakiś czas nawet i ja sam w siebie zwątpiłem, że wyłuskam coś z tego, ale jednak coś się udało z tego stworzyć. Jaki będzie luty? Czy to będzie przełom? Czy też tak jak rok temu tylko styczeń dobry, a kolejne miesiące, to porażka? Odpowiedź na te zadane pytania poznamy na początku marca lub 28 lutego. A na koniec zwariowana fotka wariata:
Morderca?! Nie! To biegacz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz