poniedziałek, 1 września 2014

Szósta rocznca biegania




Jest dzień 1 września 2008 roku. Jest wspaniałe popołudnie i czas wielkiej przemiany kiedy to Mariusz Kowalewski & Szymon Skalski zamieniają piłkę nożną na bieganie. Od tego dnia powiedzieliśmy sobie, że chcemy biegać, by poczuć się lepiej i mieć lepszą kondycję o dziwo do piłki nożnej, która później poszła na drugi plan i bieganie już od tego czasu było na pierwszym miejscu. No i to wszystko zaczęło się tak:
Nasz marszowy i harpaganowy weteran Radek L. powiedział, że bieganie nie sprawi, że będziemy szybsi na boisku, a bynajmniej nie przez długie bieganie. Pomimo tego nie poddawaliśmy się i zaczęliśmy biegać. Po ukończonym planie 10 tygodni w 30 minut biegania bez przerwy biegaliśmy sobie z początku po 30 minut. Do końca października biegaliśmy po 30 minut, czyli to było bieganie na czas i to wyglądało tak ile przez te 30 minut przebiegniemy km. Od listopada zaczęliśmy biegać cykl "maraton w 24 tygodnie". Długo to nie potrwało, bo po miesiącu czasu Dżeki doznał kontuzji zerwania wiązadeł kolanowych, a ja tydzień później w pracy nadepnąłem na gwóźdź i też było kiepsko z bieganiem. Jednak ja już po dwóch tygodniach wróciłem do biegania, a Dżeki kontuzjowany był na bardzo długi czas. Jednak to bieganie już nie było jakieś specjalne, bo bieganie nie było regularne. Od stycznia do początku marca 2009 roku nie było to jakieś specjalne bieganie. W marcu 2009 zacząłem się sam przygotowywać ponownie do planu na maraton. W maju 2009 wystartowałem w Kaliskach na pierwszych w życiu zawodach, ale to było tylko na 2.4 km. Czas miałem dobry, ale byłem drugi od końca, bo zająłem 12/14 miejsce z czasem 09m 52s. Następnie biegałem dalej plan na maraton i 21 czerwca doznałem jakiejś kontuzji nogi i nie mogłem biegać, dlatego w lipcu miałem tylko 12.5 km. Od sierpnia zacząłem cykl od nowa, ale w październiku znowu przestałem biegać. Listopad i grudzień w ogóle nie biegałem. Styczeń 2010 roku - 4 treningi. Luty nic. Marzec też był pustką w głowie. Dopiero w kwietniu zacząłem coś tam biegać, ale to było tylko 58.350 km. Maj też nie był za bardzo biegowy i miałem przebiegnięte 61.750 km. Po raz drugi startowałem w zawodach w Kaliskach na 2.4 km i nawet Dżeki ze mną też tam jechał i był jedno miejsce przede mną. Jeszcze w maju drugą pamiętną dniem na pewno był 26 maja 2010 roku kiedy to z Dżekim przebiegliśmy w ciągu 30 minut 7 km. Od tego dnia bieganie szło tylko już gorzej, bo w czerwcu nie mieliśmy przebiegnięte nawet 10 km. Natomiast od czerwca do września nie przebiegliśmy ani jednego km. W październiku też ani 10 km nie miałem przebiegnięte. W listopadzie tak samo nici z biegania. Grudzień też biegania było jakby kot napłakał. No i wreszcie nadszedł rok 2011, w którym wszystko się zaczęło. Jednak zanim to się zaczęło, to przyszedł jeszcze nieszczęśliwy styczeń, który pamiętam do dzisiaj kiedy biegałem z Dżekim i Pondżolem i miałem ciężko przebiegnięte 4 km na raty i osiągnąłem w nich najgorsze czasy w historii biegania. Po tej akcji wkurzyłem się i od lutego 2011 roku zacząłem trenować regularnie. Efektem tego było 121.6 km w lutym. Marzec 154.950 km. Kwiecień 197.500 km. Maj troszkę mniej, ale też sporo, bo 179.750 km. Czerwiec to był też miesiąc przełomowy, bo wystartowałem w oficjalnych zawodach w półmaratonie w Bytowie na XXXI Półmaratonie Gochów. Jednak pomimo tego czerwiec i lipiec były słabsze, bo pierwszy tydzień byłem chory, a w drugi pojechaliśmy w Tatry. Sierpień, to powrót do biegania i przebiegnięte 159 km. Od połowy września do drugiego weekendu października byliśmy z Dżekim w podróży i dlatego nie biegaliśmy. Październik był miesiącem podobnym do sierpnia z odległością 158 km. Listopad był miesiącem zimnej wojny to znaczy, że z Dżekim rywalizowaliśmy kto ile przebiegnie km. To był miesiąc, gdzie Dżeki wygrał ze mną i miał przebiegnięte 250 km, a ja 246 km. Grudzień był miesiącem słabszym, gdyż przebiegłem tylko 162 km. Rok 2011 na pewno był przełomowym, bo jak już wcześniej wspomniałem zacząłem biegać regularnie i dzięki temu, że zmotywowałem się do tego, to postanowiłem od tego roku wyznaczać sobie cele treningowe. Styczeń 2012 był obfity w bieganie i już ja pobiłem rekord miesiąca Dżekiego. Od stycznia zacząłem sobie wyznaczyć nowy cel biegowy - 2500 km w roku. Od kwietnia znowu zacząłem jeździć na zawody i w kwietniu pojechałem na pierwszy bieg na 5.8 km do Szpęgawska. Poszło w miarę dobrze, chociaż mogło być lepiej. Następnie 3 maja pojechałem na pierwsze w życiu zawody na 10 km. Uzyskałem czas 50 minut, co do sekundy. Dwa tygodnie później pojechałem na kolejne zawody na 10 km do Sztumu uzyskując czas 45 minut, czyli równe 5 minut lepszy czas. Kolejne zawody, to był powrót do Bytowa na XXXII Półmaraton Gochów. Tutaj poszło mi o wiele lepiej niż w debiucie i uzyskałem czas 1h 38m 41s. Natomiast lipiec, to był czas, gdzie pojechałem na kolejne zawody na 10 km do Gdyni. Tutaj, to po prostu sam w to nie wierzyłem. Uzyskałem przepiękny czas 40 minut 27 sekund, to znowu był czas lepszy o prawie 5 minut. Do sierpnia miałem przebiegnięte 2 półmaratony i 3 biegi na 10 km, dlatego czas na coś większego! Na maraton! Dokładnie 15 sierpnia 2012 roku biegałem swój pierwszy w życiu maraton. Jak na debiut miałem na prawdę super szczęście, bo w maratonie startowałem z Krzyśkiem Nowakiem, z którym rywalizowaliśmy o czas. On biegał swój 4 maraton, a ja debiut i to właśnie dzięki niemu uzyskałem czas 3h 32m 42s. Byłem w takiej euforii, że aż było super. Krzyś był na mecie o 10 minut szybciej z czasem 3h 22m 40s. We wrześniu startowałem w trzecim półmaratonie. To było w Pile w 22 Półmaratonie Philipsa. Tutaj czas był gorszy od czerwcowego półmaratonu, ale też wynik bardzo dobry, bo uzyskany czas 1h 41m 36s, to niezły czas, tym bardziej, że warunki nie były dobre. Październik był miesiącem można powiedzieć porażki, bo popełniłem błąd. Będąc chory po marszu na orientację Rajd z kompasem - pojechałem tydzień później na Bieg Kociewski do Starogardu Gdańskiego na 10 km - to był zdecydowanie błąd. Czas jaki uzyskałem mówi sam za siebie i wynosił 46m 40s. Jednak to co zrobiłem tydzień później, to była totalna głupota - pojechałem do Poznania na maraton. To był bardzo ciężki maraton, a czas uzyskany był na prawdę kiepski, bo wynosił 3h 46m 08s. Kolejną głupotę jaką zrobiłem, to był start na Harpaganie w Redzikowie. Tutaj to byłem taki cienias, że nawet Zidek był lepszy ode mnie. Dlatego to był mój ostatni występ na Harpaganie. Co prawda w kwietniu udało mi się ukończyć ten Harpagan, ale pojechałem tylko dlatego, że odbył się blisko nas w Czarnej Wodzie. Po nieudanym październiku, listopad był już udany w Gdyni w drugim biegu. Na 10 km uzyskałem bardzo dobry czas 43m 33s. W grudniu 124.707 km. Styczeń 2013 roku był obfity w bieganie i uzyskałem 330.3 km. Luty był miesiącem, gdzie startowałem po raz trzeci w Gdyni na 10 km, a w pierwszym z czterech biegów GP Gdyni w Biegu Urodzinowym. Tym razem uzyskałem czas 41m 11s. Luty też był bardzo obfity w bieganie i przebiegłem jeszcze więcej km niż w styczniu, bo aż 337.4 km. Marzec był miesiącem, gdzie byłem chory i dużo biegania opuściłem. Nawet nie pojechałem na zawody, na które chciałem pojechać. Stąd tylko 223.1 km. Jeżeli chodzi o kwiecień, to będzie to na pewno miesiąc też, który był przełomowym, bo w kwietniu wystartowałem w 3 maratonach, z których jeden był rekordowy, bo uzyskałem czas o 10 minut prawie lepszy niż ten w Gdańsku. Starty zaliczyłem: Maraton Dębno - czas 3h 42m 34s, Orlen Warsaw Marathon - czas 3h 21m 50s, oraz Cracovia Maraton - czas 3h 32m 33s. Dzięki tym maratonom miałem przebiegnięte 445.985 km. W maju startowałem na 10 km w Gdyni w Biegu Europejskim uzyskując czas 43m 19s. W maju miałem przebiegnięte 293.721 km. Czerwiec to był mój najgorszy czas, bo w tym miesiącu odszedłem od SW4. Defektem tego był nieudany debiut w zawodach ultra, gdzie nie udało mi się ukończyć II Ultramaraton i Rajd Pieszy Szczecin-Kołobrzeg. Kolejnym niezbyt udanym startem był 3 bieg z cyklu GP Gdyni i w Nocnym Biegu Świętojańskim uzyskałem słaby czas 43m 26s. I pomyśleć, że już po raz piąty biegałem w Gdyni na 10 km i nie pobiłem rekordu. Zrewaluowanym za porażkę czerwcową był lipiec, gdzie zadebiutowałem w zawodach ultra górskich i ukończyłem dystans 110 km z czasem 18h 36m 22s. To był wspaniały triumf i z optymistycznym nastawieniem przygotowywałem się na kolejne zawody za rok, ale na trasę 240 km. Dzięki tym zawodom w lipcu miałem 419.031 km. Sierpień był mój pierwszy start w półmaratonie z osobą niewidomą. Start nie był udany, bo obsługa zawodów nie chciała wydać mi numeru startowego i byli niemili, więc już nigdy tam nie pojadę na pewno. Żałowałem tego, że nie miałem kasy i nie pojechałem na maraton do Gdańska, bo tam Krzysiek biegł maraton. To był jego najlepszy czas jaki uzyskał na dystansie maratonu, a czas 3h 11m 54s, uświadomiło mi, że już nie mam szans z Krzyśkiem rywalizować i od tego czasu odpuściłem rywalizację z Krzyśkiem. Wracając do półmaratonu, to z panem niewidomym uzyskaliśmy czas 1h 45m 08s. W sierpniu miałem 254.970 km. Wrzesień pod względem biegowym nie był udany i w ogóle coś poszło nie tak. We wrześniu miałem startować w biegu 7 dolin, czyli już klasycznym górskim ultra maratonie w Krynicy Zdrój. Niestety ze względów finansowych i pod względem braku formy zrezygnowałem z tych zawodów. Pocieszającym miesiącem był październik, gdzie startowałem w dwóch biegach: Bieg Kociewski na dystansie 10 km z czasem 42m 14s oraz Nocna Ściema Półmaraton, gdzie ponownie jak w sierpniu biegałem z niewidomym, czyli ze Zbyszkiem Świerczyńskim, gdzie uzyskaliśmy czas 1h 41m 32s i to wystarczyło żeby wygrać jego kategorię. Powiedziałem do Zbyszka, że to jest odwdzięczenie się za sierpień. W październiku działy się też inne rzeczy. Nasz biegowy Krzysiek Nowak, startował w Harpaganie i był na 3 miejscu wśród wszystkich uczestników. Zresztą w kwietniu miał też blisko podium miejsce i zajął 4 miejsce. W październiku miałem 262.107 km. Listopad, to 3 w tym roku miesiąc, w którym zachorowałem. Biegania było mniej i nie byłem regularny i to się odbiło w zawodach w czwartym biegu GP Gdyni, gdzie uzyskałem najgorszy czas w Gdyni, uzyskując czas 45m 38s. Listopad pomimo tej choroby był dosyć dobry, bo miałem 300 km, ale niestety musiałem nadganiać, bo chciałem ukończyć plan 3500 km w roku, więc musiałem mieć tyle km. Grudzień 2013 był 4 miesiącem kiedy chorowałem i znowu ta sama sytuacja - mniej km. Dlatego w grudniu miałem tylko 263.687 km. Grudzień był też miesiącem, kiedy to kupiłem sobie nowe buty. To był przełom, gdzie mogłem biegać w nowych butach - mowa o Brooks Cascadia 8. Rok 2013 był rokiem udanym i było kilka rekordów, między innymi maraton z czasem 3h 21m 50s. Rok 2014, to nowy cel poprzeczka podniesiona o 500 km i już nie 3500 km w roku, a 4000 km. Żeby udało się taki cel zrealizować, to średni dzienny! - uwaga dzienny! dystans musi wynosić 11 km. Styczeń był miesiącem, gdzie na prawdę wszystko zapowiadało się świetnie. Myślałem, że to się potoczy po mojej myśli i będzie dobrze. No i w styczniu miałem 476.276 km i to było piękne intro na dokonanie tego. Luty był startem - i to bardzo udanym w zawodach w Gdyni w pierwszym z czterech biegów GP w Gdyni na Biegu Urodzinowym. Uzyskany czas bardzo, ale to bardzo zbliżył mnie do rekordu z lipca 2012 roku, bo był tylko o 18 s gorszy od tamtego i wynosił 40m 45s. Także biegi w Gdyni zaczynają się udanie jak rok temu. Jednak w lutym miałem tylko 297.534 km. Marzec, to miesiąc kiedy wszystko idzie mi źle. Jak w tamtym roku miałem nieudany miesiąc tak i w tym roku to powróciło. Znowu startowałem ze Zbyszkiem w zawodach na pierwszej mojej w życiu piętnastce, bo pierwszy raz w zawodach biegałem na 15 km. Wypadłem fatalnie, bo dzień wcześniej zostałem pogryziony przez psa i ten start nie był udany. Pomimo tego czas wykręciliśmy dobry jak na taki dyskomfort, bo wynosił 1h 11m 57s. W marcu miałem bardzo malutko km, bo tylko 264.281 km. W kwietniu startowałem w dwóch zawodach: Bieg Szpęgawski na 5.8 km oraz II Orlen Warsaw Marathon. Bieg Szpęgawski był bardzo udany, natomiast maraton bardzo ciężki był, bo co prawda czas dobry, ale samopoczucie było kiepskie. Ten miesiąc kwiecień był też historyczny, bo moi dwaj przyjaciele Dżeki i Pondżol debiutowali na dystansie maratonu i doświadczyli tego samego co ja w debiucie - ściany. To jest jak ze śmiercią - ściany nigdy nie ominiesz! Chłopaki się przekonali czym ona tak na prawdę jest. Z drugiej strony obydwóch wykręcili bardzo dobre czasy. Pondżol, to normalnie zmiótł wszystkich ze swoim czasem 3h 04m 22s, natomiast Dżeki też bardzo ładnie pobiegł i uzyskał czas 3h 38m 24s. To był na prawdę wspaniały miesiąc, bo chłopaki w końcu dowiedzieli się czym jest maraton. W kwietniu miałem 324.752 km. Maj to kolejne starty w zawodach, w których nie powinienem biegać, ale skoro nadarzyła się okazja, to spróbowałem. No i w maju startowałem w 4 zawodach: Pierwszy start to był powrót po 4 latach nieobecności w biegu na 2.4 km. Poszło dobrze, ale samopoczucie było słabe i uzyskałem czas 4m 06s. Drugi to był start w maratonie w Kołobrzegu, czyli II Maraton Kołobrzeg, w którym miałem najgorszy czas w występach na maratonie, a cyfry potwierdzają ten czas 3h 47m 45s. Jednak kolejny start, czyli drugi bieg z cyklu GP Gdyni, czyli Bieg Europejski był bardzo udany, bo osiągnąłem czas 43 minuty. Trzecie zawody, w których zaliczyłem start, to był bieg Tour de Chojnice, to właśnie był ten, na którym nie powinienem jechać, bo tutaj pojechaliśmy z Dżekim na te zawody i tutaj nawet i Dżeki wygrał ze mną. Oczywiście to mnie trochę zaniepokoiło, ale nie to było problemem, lecz to, że byłem tydzień po zawodach w Gdyni, gdzie dosyć dużo z siebie dałem i tutaj już nie miałem z czego sił nabrać. Uzyskany czas na te 10 km był słaby, bo wynosił 44m 24s. W maju miałem przebiegnięte 216.109 km i to był już bardzo słaby miesiąc. W czerwcu wystartowałem w 3 zawodach: Pierwszy z nich, to pojechaliśmy z Pondżolem do Osiecznej na zawody na 3.9 km i ten start uważam za bardzo udany i mój czas był bardzo dobry bo wynosił 15m 28s. Kolejne zawody, to po raz 3 Nocny Bieg Świętojański, w którym poszło mi też bardzo świetnie i uzyskany czas zawdzięczam Krzyśkowi, który biegł ze mną ten bieg i czas wynosił 41m 40s. Kolejny start, to był słynny Lębork Maraton. O tym maratonie mówi się, że jest najcięższym ulicznym maratonem w Polsce. No i w zasadzie nie mylili się, bo na prawdę był bardzo ciężki. Tym bardziej, że dwa dni wcześniej biegałem w Gdyni. No i czas nie był dobry, a my zamiast przyspieszać - zwalnialiśmy i ostatecznie uzyskaliśmy czas 3h 38m 20s. W czerwcu polepszyła się sytuacja biegowa i miałem w czerwcu 260.517 km. Lipiec, to miesiąc, w którym rok temu obiecałem sobie, że pojadę na zawody 240 km. Słowa oczywiście dotrzymałem i udało mi się pojechać już bez niespodzianek jak rok temu, ale niestety nie udało mi się ich ukończyć. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo ukończyłem 130 km, czyli trasa, która też leciała z nami i kończyła się w Kudowie Zdrój. Jednak z nawiązką miałem 135.5 km i osiągnąłem czas 22h 18m. Jestem zadowolony z tego biegu, ale niedosyt jest. Nie czułbym się spełnionym, gdybym nie wystartował jeszcze w niedzielę na dystansie 10 km. To był mój pierwszy start w biegu na 10 km w górach. No i dzięki temu wszystkiemu oraz regularności na treningu lipiec był jeszcze lepszy od rekordowego stycznia. W lipcu osiągnąłem odległość 480.877 km i była od stycznia lepsza o 4.601 km. Sierpień był miesiącem solidnego treningu i efektem tego był wspaniały dystans na treningu i odległość 502.402 km na długo pozostanie w mojej pamięci. Może to też stało się przez to, że odpuściłem kilka startów i nabrałem świeżości i solidnego trenowania. Różnica odległości z lipca i sierpnia wynosi 21.525 km.

Podsumowując wszystko w jedną całość wygląda statystycznie to tak, że od 1 września 2008 roku do 1 września 2014 roku mam przebiegnięte łącznie 11992.058 km. Wziąłem udział w 36 zawodach: 3x 2.4 km, 1x na 3.9 km, 2x na 5.8 km, 14x na 10 km, 1x na 15 km, 5x na 21.097 km, 8x 42.195 km, 1x na 110 km, 1x na 135.5 km. Łączny dystans przebiegnięty w zawodach wynosi 866.245 km. Dżeki przebiegł 5162.75 km, z tym, że swoje statystyki jego zapodziały się gdzieś i nie wiadomo ile było przez te brakujące 3 lata. Dżeki wystartował w trzech zawodach: W Kaliskach na 2.4 km, w Warszawie na 42.195 km oraz na 10 km w Chojnicach. Łączny jego dystans z zawodów wynosi 54.595 km. A więc jeśli chodzi o te statystyki w szóstą rocznicę biegania, to tak one właśnie wyglądają. Zobaczymy co przyniesie 1 wrzesień 2015 roku, czyli w 7 rocznicę biegania. Czy numer 7 okaże się szczęśliwy, czy pechowy? I czy to będzie udany rok do rocznicy, czy słaby? Zobaczymy co będzie. Teraz mamy 1 września 2014 roku i jest godzina 22:59: i czekamy na pierwszy trening tego miesiąca, który już jutro.

1 komentarz:

  1. Wspaniałe podsumowanie!

    Wszystko czarno na białym można powiedzieć, a nawet niebiesko na jaskrawo zielonym :)

    OdpowiedzUsuń