czwartek, 2 kwietnia 2015

II maraton i półmaraton Gocki - ostra walka

28 marzec, to dzień, w którym każdy z naszej trójki: ja, Dżeki i Pondżol przygotowywaliśmy się do zawodów w Wojtalu. My z Dżekim już znaliśmy tę imprezę i wiedzieliśmy, że będzie to wyjątkowy dzień, w którym zaważą nasze treningi. Jak się okazało - to stwierdzenie było słuszne.
Na zawody pojechaliśmy rano o 7:15. Dzisiejszego dnia jechaliśmy Szawła samochodem. Czekałem przy ulicy koło Leśnej na drivera Pondżola. Czekałem około 15 minut, ale trochę się z lekka poddenerwowałem, bo bałem się, że może być za późno. Na szczęście chłopaki byli uśmiechnięci i mi zaraz się też chumorek poprawił, więc wybaczyłem Szawłowi i ruszyliśmy na podbój Wojtala. Zanim jednak pojechaliśmy na zawody, to wjechaliśmy najpierw do sklepu po mały prowiant. Następnie już wróciliśmy na drogę i pozostało tylko jechać prosto do Wojtalu. Na miejscu byliśmy coś przed ósmą. Tyle, to było akurat czasu na to by na spokojnie przyjrzeć się sytuacji i zapisać się na zawody. Wpisowe kosztowało 10 zł, ale za to dostaliśmy fajne koszulki. Zawsze jakaś pamiątka. Gdy już się zapisaliśmy, to poszliśmy jeszcze się załatwić i wtedy zaczęliśmy rozgrzewkę krótko przed startem w zasadzie. Dżeki i Pondżol wiedzieli po co tutaj przyjechali. Natomiast ja przyjechałem po to by ukończyć mój jubileuszowy 10-ty maraton. Wiedzieliśmy także, że nasi fani z Orlen Warsaw Marathon z 2014 roku znowu przybywają - mowa o Hermanach. To są na prawdę super goście. Przyjechali też tutaj na miejsce po to by nam kibicować. Cóż za wspaniała rodzinka. Aż czasami mam odczucie, że to też jakby moja rodzina, bynajmniej są mi tacy bliscy i to nie taka jak ja mam, ale rodzina taka, która wspiera nawet w trudnych chwilach. Do Hermanów jeszcze wrócimy, a teraz przejdźmy dalej. Ostatnie minuty przed startem, to poszliśmy się przebrać i wtedy zrobiliśmy rozgrzewkę. Ostatnie minuty i zaczyna się start. Start z małym poślizgiem, ale jest. Rozpoczęła się II edycja maratonu i półmaratonu Gockiego. Moim celem tego maratonu o dziwo nie był czas, ale to, żeby go ukończyć. Po porażce jaka mnie dotknęła w Nocnej Ściemie nie mogłem cofnąć się przed niczym, tylko zacisnąć zęby i biec, aby ukończyć. Wystartowałem spokojnie i nawet nie zamierzałem walczyć o czas, bo nie miałem szans z tego względu, bo byłem chory w czwartek i piątek, więc byłem jeszcze słaby by cokolwiek mi się udało. No i dlatego postanowiłem pobiec ten maraton stricte treningowo. Pondżol z Dżekim walczyli o dobre wyniki na swoim dystansie, czyli na półmaratonie. No i tutaj zrodził się nam spektakl. Ja pocichutku biegając wypatrywałem Pawełka i Dżekiego na początku, ale oni ruszyli każdy swoim tempem. Natomiast ja po prostu ruszyłem jakbym poczuł się na treningu i ani spiny, ani nic nie było. Gdy już wszyscy ruszyliśmy, to ja mogłem tylko sobie obserwować swoje czasy. Dobre było, to, że co 1 km była trasa oznaczona i na każdym z tych czasów mogłem sobie zapisywać swój czas. Po kolei będę szczegółowo anazlizował moje czasy i otóż wyszło to tak: Pierwszy km - 04:43.83. Początkowo zacząłem chyba jeszcze pomimo wszystko za szybko, a miałem w planach jeszcze wolniej zacząć. Drugi km - 04:58.46. Trzeci km - 04:53.73. Czwarty km - 05:01.74. Piąty km - 05:21.22. Chyba od tego km, albo jeszcze nawet wcześniej doczepiłem się jednego kolegi z Florian Chojnice i od tego czasu biegaliśmy razem. Szósty km - 05:19.27. Siódmy km - 05:24.76. Ósmy km - 05:26.28. Dziewiąty km - 05:19.47. Tutaj widać jak te czasy spadły względem początku, ale i zarazem są zbliżone do siebie. Dziesiąty km - 05:18.66, a czas ogólny, to 51:44.12. Jedenasty km - 05:17.91. Dwunasty km - 06:00.73. Tutaj już te km nie są zapisywane co km, ale tak prawie starałem się trafiać, bo od 10-tego km, trasa jest oznaczona co 5 km. No więc dalej liczymy. Trzynasty km - 05:24.43. Czternasty km - 05:36.06. Piętnasty km - 05:10.53. Szesnasty km - 06:03.67. Siedemnasty km - 05:55.13. Osiemnasty km - 05:44.85. Małymi kroczkami zbliżamy się do połówki maratonu i do miejsca, gdzie są nasi kibice. Dżeki i Pondżol już dawno pewnie na mecie, a ja jeszcze nie mam połówki. No, ale małymi kroczkami zbliżaliśmy się z kolegą do połówki. Dziewiętnasty km - 05:28.14. No i jest dwudziesty km, a to oznacza, że są fani i kibice oraz Pawełek z Dżekim, którzy mnie teraz wspierają. To nie wszystko - rodzice oraz brat ze siostrą Pondżola też mi dopingują. Kurde, gdy patrzę na to z kąta uczestnika, to aż miło na to się patrzy i sobie w duchu myślę. Czemu ja nie mam takich rodziców albo kogoś z rodziny, kto by mi tak dopingował? To pytanie zawsze mnie nurtuje, bo w rodzinie nikt niczego nie próbował i ja jestem The One i może dlatego jestem taki wyjątkowy. No, ale nic lecimy dalej. Zanim wbiegam pod górkę - to mamy dwudziesty km - 05:11.33 - natomiast całkowity czas, to 01:47:36.90 i czas tej dziesiątki, to 00:54:52.78 i lecimy do ronda koło kościoła, ale nie pomodlić się (chociaż w duchu bardzo Panu dziękuję za te zawody) tylko nawrócić. Dwudziesty pierwszy km - 05:49.41. Dwudziesty drugi km - 04:39.79. Dwudziesty trzeci km - 05:33.11. Dwudziesty czwarty km - 05:09.07. Tutaj próbowałem już troszkę przyspieszać i chciałem walczyć sam, dlatego bardzo podziękowałem koledze za to, że mogliśmy razem współpracować i życząc powodzenia poleciałem troszkę szybszym tempem. Dwudziesty piąty km - 05:15.75. Do tego momentu byłem jeszcze szybszy od kolegi, ale przed dwudziestym szóstym km-em musiałem iść do lasu, bo mnie zaczął brzuch boleć i niestety straciłem na tym dużo, bo czas dwudziestego szóstego km, to - 08:48.31. Dwudziesty siódmy km - 05:21.56. Dwudziesty ósmy km - 05:22.75. Dwudziesty dziewiąty km - 05:23.68. Trzydziesty km - 05:26.28. To już trzecia dycha, a czas ogólny to 02:44:26.61. Natomiast ta dycha przebiegłem w czasie 00:56:49.71. Trzydziesty pierwszy km - 05:26.76. Trzydziesty drugi km - 05:54.94. Trzydziesty trzeci km - 05:30.70. Trzydziesty czwarty km - 05:34.11. Trzydziesty piąty km - 05:40.90. Trzydziesty szósty km - 05:02.33. Trzydziesty sziódmy km - 05:31.42 km. Jak to z końcówkami bywa są one bardzo ciężkie i zaczyna się kryzys. Jednak ja będąc zmotywowany tym, że do mety już niedaleko, to musiałem coś z tym zrobić, by nie cierpieć jak na innych zawodach, dlatego weszły do mnie dodatkowe siły i walczyłem z samym sobą i nastąpiła we mnie zmiana - zmieniłem się w super Sajana i to dosłownie. Poczułem w sobie dziwną moc. To znaczy taką samą, gdy biegałem raz trening z Pondzolem i nie mogło być inaczej jak tylko powtórzyć tę sytuację i zrobić to samo. Powiedziałem sobie, że nie mogę się poddać i będę walczył do samego końca. No i gdy już zbliżałem się małymi kroczkami do mety, to pomocną dłonią okazali się Hermani i Dżekuś, którzy wspierali mnie i pokonywałem kolejne metry. No i trzydziesty ósmy km - 05:37.14. Trzydziesty dziewiąty to kolejne spotkanie z przyjaciółmi i kolejna radość, ale zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać. Powiedzieli mi, że przede mną jest gość, którego mam szansę wyprzedzić. Po raz kolejny zacisnąłem mocno pięści i leciałem dogonić tego gościa i próbować swoich sił. Trzydziesty dziewiąty km - 05:31.30. Czterdziesty km, to pani Hanka kawałek przebiegła ze mną w ramach dopingu i w ramach radości, za co dziękuję bardzo, że tak fajnie się tym ludzie potrafią bawić. Ten czterdziesty km miałem w czasie - 04:51.25. Ogłółem czas wynosił 03:39:04.46. Natomiast czas tej czwartej dziesiątki wynosił 00:54:47.85. Czterdziesty pierwszy km, to był podbieg pod górkę, no i właśnie tutaj dogoniłem tego gościa, który był przede mną i pozostał podbieg pod górkę, a czas tego czterdziestego pierwszego km, to - 04:41.69. No i pozostało tylko z górki i mała górka przed metą, pod którą podbiegł ze mną Dżeki, a ja finiszowałem z czasem 03h 48m 46s. Natomiast czas tego czterdziestego drugiego km i sto dziewięćdziesiątego piątego metra wynosił 5:00.23. To był ciężki bardzo maraton, ale i zarazem bardzo udany. Nieważne, że był to mój najgorszy czas, ale za to byłem mega szczęśliwy, że ukończyłem dziesiąty swój w życiu maraton i z tego jestem bardzo dumny. Na mecie zbierałem gratulacje no i też poczekałem na innych zawodników i też im gratulowałem. Ciekawsze było to, że byłem przez chwilę zmęczony, ale później już jakby wszystko wróciło do normy i czułem się super jakbym biegł szybszym tempem 30 km. Także zawody mogę uważać za bardzo udane. No i gdy opowiadaliśmy sobie o wynikach, to spytałem chłopaków jak im poszło i Pawełek był drugi w klasyfikacji generalnej z czasem 1h 19m 46s. Dżekuś natomiast miał czas 01h 34m 34s zajmując 13 miejsce na 43. Bardzo ładnie chłopaki. Po raz kolejny mogę być z was dumny i zadowolony, że mam w składzie takich super gości. Ja od siebie powiem, że dla mnie wynik nie był ważny, bo zająłem 19 miejsce na 32. Może dobrze i niedobrze, ale najważniejsze, że ukończyłem swój dziesiąty maraton. Po tym jak już większość zawodników dotarła na metę co jakiś czas musiałem iść się napić czegoś ciepłego, bo było strasznie zimno. Atmosferka była wspaniała. Wszyscy byliśmy z siebie zadowoleni. Do końca czekaliśmy na wspaniałą chwilę, czyli udekorowaniu Pawełka drugim miejscem. No i chwilę przed rozdawaniem nagród pojawiła się w zasadzie nasza przyjaciółka, bo można tak powiedzieć o Pani burmistrz Czerska, czyli Pani Jolanta Fierek, która pojawiła się na to by pogratulować nam wyników i wręczyć nagrody Pawełkowi oraz innym uczestnikom, którzy wygrali swoje kategorie i zajęli miejsca od 1-3. Bardzo przesympatyczne było rozdawanie nagród w wykonaniu Pani Jolanty. Także na prawdę wszystko było tak jak należy i na luzie. Każdy, kto się załapał na podium w swojej kategorii wiekowej otrzymał nagrodę. To była na prawdę wspaniała impreza. Gdy już kończyło się powoli rozdawanie nagród, to jeszcze przybiegł ostatni zawodnik, który kończył bieg z czasem powyżej, albo w granicach 5h. Oczywiście zasłużył na oklaski, bo nie dość, że zajęło jemu to sporo czasu to i też był bardzo zmęczony. Na zakończenie były podziękowania dla wszystkich za udział. My podziękowaliśmy Hermanom za wspaniały doping na trasie. Ja podziękowałem Pondżola tacie słowami : "Dziękuję bardzo Artur za wszystko". Nie mogłem się powstrzymać. Samo wyszło. No i pożegnaliśmy się z Pawła rodzinką i wyruszyliśmy do domu. Podziękowaliśmy też organizatorom za super imprezę. I pojechaliśmy do domu. Także można na prawdę powiedzieć, że zawody były na prawdę udane i oby były zawsze takie bez względu na wynik. A poniżej jeszcze fotki z maratonu:



Jest podium i musi być super luz i już setki bzdur i już.


Radość na uśmiechu.


Święta trójca luzaków z Bytoni.


Trzej maratończycy z Bytoni.


Tam gdzieś z oddali nadchodzi oto i ten:


Kto jest moim pączusiem? Kto???


Zaczęło się - przemiana na super Sajana.


Luzackie podejście.


Groźna mina mówi sama za siebie- będzie walka!


Nie ma jak fajni kibice.


Niby jest dobrze, ale jest walka.


Dżeki po ukończonym półmaratonie - dopinguje Mariuszka.


Nie walka z przeciwnikami jest ważna, ale walka z samym sobą.


Ivan Groźny!


Oto i oni - najlepsi na półmaratonie w klasyfikacji generalnej. Bravo wszystkim.


Pondżol z rodziną podbijają podium, a my razem z nimi.


My.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz