sobota, 3 października 2015

24 Bieg Kociewski z Polpharmą - ''Powrót mocy Super Wojownika''

Dzisiejszego dnia tj. 03.10.2015 roku postanowiliśmy z Dżekim oraz Pondżolem, że wybierzemy się do Starogardu Gdańskiego na 24 Bieg Kociewski z Polpharmą. Tutaj można powiedzieć, że to był niezwykły start, bo.... Tego dowiecie się za chwilę w szczegółach
Na zawody wyjechaliśmy rano o godzinie 9:00, albo troszkę po. Musieliśmy tak szybko wyjechać, bo trzeba było jeszcze się zapisać. W Starogardzie Gdańskim byliśmy na miejscu przed dziesiątą rano. Zaparkowaliśmy przy stadionie im. Kazimierza Deyny. Rano było bardzo zimno, ale gdy coraz bliżej byliśmy startu to było coraz cieplej. Gdy już byliśmy na miejscu poszliśmy do biura zawodów się zapisać i spotkałem po bardzo długim czasie mojego trenera Jurka Scota, czyli Jurka Jaskota. Pogadaliśmy sobie chwilę i wtedy poszliśmy się zapisać. Następnie gdy już się zapisaliśmy poszliśmy sobie pokibicować maluchom, którzy startowali w biegu na różnych dystansach. Spotykaliśmy dużo znajomych i fajna atmosferka zaczynała się układać. Gdy już wszystkie biegi dla najmłodszych i tych nieco starszych się skończyły, to my poszliśmy się przebrać i wróciliśmy na stadion by się nieco rozgrzać. Zrobiliśmy trzy kółka na stadionie i wtedy spotkaliśmy Anię i Arka, którzy są naszymi przyjaciółmi. Dla przypomnienia dodam, że Ania jest "mamą biegaczką", bo od dziewięciu miesięcy ma chłopczyka o imieniu Grześ. A jeszcze tak apropos Grzesia, to spotkaliśmy podczas rozgrzewki naszego kolegę własnie Grzesia Mystkowskiego, z którym kilka razy trenowaliśmy razem. Chwilę się lekko porozciągaliśmy i wtedy udaliśmy się na start biegu. Tam zrobiliśmy sobie rozgrzewkę z gościem z fitness club i porobiliśmy troszkę ćwiczonek. Wtedy już tylko pozostała wielka niewiadoma i zaczęło się. Pawełek ustawił się bardziej do przodu, bo było wiadomo, że tutaj Pawełek pociśnie, bo formę ma na prawdę dobrą. Natomiast jeśli chodzi o mnie i Dżekiego, to ustawiliśmy się tak jakoś na środku i było wiadomo, że my tutaj polecieliśmy po prostu na luzie bez jakichkolwiek planów na życiówki. Ja z Dżekim biegaliśmy razem i biegało się bardzo dobrze, bo w końcu razem. Szkoda tylko, że Dżekiemu odwiązał się but i musiał na chwilę się zatrzymać, a to wiadomo jak zawsze wiąże się ze stratą czasu. No jednak na szczęście po jakimś czasie mnie dogonił i biegaliśmy dalej razem. Po chwili przybyli nasi kibice, czyli pani Hania oraz pan Artur, czyli rodzice Pondżola, zresztą co tu mówić - po prostu Hermani oo lepiej pasuje. Pierwsze okrążenie miało około 4 km i przebiegliśmy je w czasie około 17m 42s, czyli było dużo poniżej 5 min/km. Po około km za okrążeniem poczułem, że nabieram wiatr w żagle i śmigałem dobrze i do pewnego momentu się wymienialiśmy, to albo Dżejk był lekko za mną, albo ja byłem za nim. Gdy przebiegaliśmy koło Urzędu Pracy, to bardzo mnie to zdziwiło, bo jeden młodzieniaszek krzyknął do mnie - dobrze pan biega. Podziękowałem bardzo i leciałem dalej. Wtedy właśnie za jakiś czas dalej Dżeki przyspieszył i ostatnie okrążenie biegłem sam. Pomimo iż biegałem sam, to biegło mi się super. Rozmawiałem z jednym młodym chłopakiem i powiedziałem, że jest dobrze, ale gdyby on nie powiedział, że pozostało około 1,5 km do mety, to bym nie dostał wiatru w żagle. To dzięki niemu jeszcze przyspieszyłem i szło mi bardzo dobrze. Gdy poczułem, że mogę więcej, to wcale się nie zastanawiałem tylko poszedłem do przodu i leciałem jakbym normalnie biegał regularnie. Tyle świeżości było, że mało co takie coś odczuwałem. Gdy już zbliżałem się do mety, to tknęło mnie coś - to był jakiś normalnie Lucid Drem. Poczułem, że moc Super Wojownika do mnie powróciła. Poczułem coś czego mi brakowało. W tym momencie na prawdę wszystko było takie piękne. Nie! Normalnie takie coś trzeba samemu przeżyć i trzeba wtedy to opisać, ale czy ktoś w to uwierzy? To jest właśnie to. Mało kto w to uwierzy, że jest coś takiego, że tak czegoś pragniesz jak seksu z piękną dziewczyną, bo to było takie odczucie, że czułem się świetnie. Po prostu widziałem po sobie, że powracam i widziałem, że ta pozytywna energia do mnie przybyła. To było wspaniałe uczucie jak coś czego ci brakuje - to to coś przybywa w odpowiednim momencie. No i gdy już byłem blisko mety dałem z siebie 100% i na koniec zasprintowałem okrzykiem "Kaito Ken!!!". Z tych wrażeń zapomniałem nawet stoper zatrzymać, ale za to była ta radość jeszcze nawet Pawełek oraz Hermani coś krzyknęli w stylu: Dawaj Kosa! Dawaj!!! No i suma summarum na mecie uplasowałem się z wynikiem 42m 46s. A jak poszło Dżekiemu i Pondżolowi? Już odpowiadam. Otóż jeżeli chodzi o Pondżola, to tutaj nie było pizdy, po prostu Pawełek zrobił to czego można było się spodziewać - zrobił życiówkę. A więc nasz Pondżol wykręcił czas 37m 19s co dało jemu 33 miejsce w generalce. Na prawdę wielki szacuneczek dla naszego można powiedzieć lidera, bo takimi czasami to mało kto może się pochwalić, a ten wynik świadczy tylko o tym, że Pondzol to nie jest pod żadnym względem już amator, ale już półzawodowiec, bo taki czas, to nie wykręci amator. Zresztą, czy ktoś ma wątpliwości co do tego? Mogę powiedzieć tak - Pondżolowi należał się ten czas, bo zasłużył na to. A dlaczego? Po prostu dlatego, że trenował ostro i lato miał najlepsze. O ile się nie mylę, to tylko w lipcu byłem lepszy od Pondżola w liczbie km w miesiącu, a tak, to Pondżol chyba był. A więc Pawełek ma nowy rekord na dychę, czyli 37m 19s. A co z Dżekim? Dżeki to jest też na prawdę gość, który podobnie jak ja biegał bardzo mało. W tych zawodach do siebie pasowaliśmy pod względem cieniasowania. Po prostu byliśmy jak dętki. Ja do piątego km nie czułem nic. Dżeki tak samo. No i dlatego przez dłuższy czas lecieliśmy razem. Muszę też powiedzieć, że dla Dżekiego mam też wielki szacuneczek, bo na prawdę po tym wszystkim co się ostatnio dzieje i działo, to na prawdę Dżekuś na ten wynik zasłużył. Tutaj mogę powiedzieć, że Dżejk dał z siebie na prawdę dużo i ten wynik może też potwierdzić w przekonaniu, że stać go na lepszy wynik. A więc Dżekuś tak jak i Pondżol pobił swoją życiówkę. Dzisiaj zegar u Dżekiego zatrzymał się na 41m 34s. Jeżeli chodzi o czasy Dżekiego, to na pewno by był lepszy gdyby nie słaba forma no i niefortunne odwiązanie buta, które przysporzyło trochę kłopotów. A co jeśli chodzi o mnie? Powiem tak. Dzisiaj pomimo iż była słaba forma i było ciężko, to i tak jestem z siebie zadowolony, bo taki czas wykręcić bez formy, to jest cud. Ja się zaliczam jeszcze do amatorów, bo jeśli chodzi o Dżekiego, to bym go wpisał do "Raczej Dobry". Pondżol mieści się w "Elita". Natomiast ja do "Żółtodziób". To było o nas, ale jeszcze dodatkowych emocji nam dostarczyli Ania Kopeć oraz Grzegorz Mystkowski. Ania pobiegła bardzo dobrze jak na młodą mamę, bo wykręciła czas 1h 00m 13s. Jak na początek, to bardzo dobrze. Natomiast jeśli chodzi o Grzesia, to ostatnie kółko w którymś momencie biegliśmy razem i końcówkę około 1,5 km przed metą przyspieszyłem, czyli to było zaraz jak rozmawiałem z tym młodym chłopakiem. No i Grzesiowi poszło też dobrze, bo jego czas wynosił równe 43 minuty. Był 4 miejsca za mną, także też poszło jemu bardzo dobrze.
Gdy już byliśmy po zawodach, to pokręciliśmy się jeszcze i poszliśmy po kawę, a następnie udaliśmy się do Kuby i Beci, którzy kibicowali Dżekiemu oraz Ani i nam też. Wtedy ubraliśmy nasze koszulki Gminy Zblewo i poszliśmy pod scenę oglądać dekorację zwycięzców. Spotkałem jeszcze tego chłopaka, który na trasie krzyknął "dobrze pan biega" i podałem jemu ręki i powiedziałem dziękuję za wsparcie, bo dzięki temu zrobiłem ładny czas. Gdy zbliżał się koniec dekoracji zwycięzców, to na zakończenie było losowanie nagród dla uczestników. Niestety nikomu z nasz nic nie udało się wygrać. Na koniec podeszliśmy do wójta podziękować za wsparcie i się rozeszliśmy do domu.
Podsumowując napiszę krótko "Dobry bieg nie jest zły". A po drugie,Mogę też powiedzieć, że czasem jest tak, że coś co nie jest planowane, a wyjdzie na prawdę bardzo dobrze. Może po prostu tak ma być. Z mojej strony to tyle i dzięki bardzo joł joł. Poniżej jeszcze fotki:

                                          Banana Bomb.
                                          Bohaterowie.
                                       Płomienne zorze budzą ich ze snu.
                                          Sprinter.
                                          Taktyka, jak zegar tyka.
                                          Tutaj wielcy bohaterowie.
                                          We are the Champions.
                                          You Looking Hood.
                                          Śmiech to zdrowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz